Co dalej ze standardami w PO?
Czy komuś mogło się wydawać, że obsadzanie przez partie stanowisk w instytucjach rządowych lub samorządowych zakończyło się wraz z nadejściem Platformy Obywatelskiej?
Nie sądzę. Mogliśmy się za to spodziewać, że partia, której umiłowany przewodniczący Donald Tusk wyśpiewywał pod każdym oknem serenady o „wysokich standardach", będzie choćby odrobinę mniej zachłanna niż jej rządzące poprzedniczki. Fakty są dokładnie odwrotne: to właśnie za rządów i samorządów PO zjawisko upychania „swoich" nieudaczników przybrało monstrualne rozmiary. W samej tylko Warszawie, jak donosi „Rzeczpospolita", blisko połowa warszawskich radnych Platformy znalazła zatrudnienie i zarobki w najróżniejszych ciałach decyzyjnych pod patronatem władz krajowych, wojewódzkich lub miejskich. Pytana, czy to normalne, posłanka PO Małgorzata Kidawa--Błońska, odpowiada: „Wierzę, że większość z tych osób jest zatrudniania ze względu na swoje kompetencje [...], ale proszę nie wymagać, że wezmę odpowiedzialność za 3 tys. członków warszawskiej PO". Prezydent Gronkiewicz-Waltz zapewnia, że „zawsze kryterium jest fachowość danej osoby". Brakuje tylko przypomnienia, jak w PO ustalana jest owa „fachowość". Z drugiej strony, po co przypominać coś, o czym, patrząc na dzisiejszą Polskę, i tak nie da się zapomnieć?