Same straty
O ile z mieszanymi uczuciami (z przewagą tych negatywnych) przeczytałam artykuł pana Sławomira Cenckiewicza „Pakt z Niemcami zamiast z Anglią?" w nr. 36 „Uważam Rze", dotyczącym luźnej recenzji książki pana Piotra Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck, czyli jak Polacy mogli u boku III Rzeszy pokonać Związek Sowiecki", o tyle uspokoiło mnie podejście do tego tematu pana red. Piotra Zaremby (nr 37/2012 „Uważam Rze", „Szkodliwe złudzenia"), z którym się zgadzam.
Nie mogę i nie będę poddawać analizie teorii, „co by było, gdyby" w odniesieniu do tematu możliwego paktu Ribbentrop-Beck (bo jako taki w ogóle nie mieści mi się w głowie), jako że nie jestem historykiem. Ale ponieważ staram się być świadomą własnej historii Polką, nie umiem przejść obojętnie wobec takiej polemiki. Kontekstem jest bowiem promowanie takich haseł jak „polski antysemityzm" (któż oprócz bezpośrednich świadków wie lub pamięta, że Polska była schronieniem dla tysięcy Żydów?) czy jakiekolwiek odniesienie obozów koncentracyjnych do Polaków jako współodpowiedzialnych za ich powstanie. Snucie teorii dotyczących ewentualnych porozumień Polaków z hitlerowskimi Niemcami jest w tym kontekście szczególnie szkodliwe. Pierwszym naszym priorytetowym działaniem winno być uświadamianie światu, który coraz bardziej zapomina lub świadomie wykrzywia nasze dzieje, jak było naprawdę. Dochodzi już przecież nawet do publicznych kłamstw, jak chociażby podczas ostatniego przemówienia prezydenta USA Baracka Obamy podczas tak doniosłej dla naszego narodu ceremonii.
Dziękuję zatem panu red. Zarembie za odpowiedź na promocję książki przez pana Sławomira Cenckiewicza (którego notabene bardzo szanuję i lubię czytać), ponieważ pokazał on drugą stronę medalu.
Z pozdrowieniami, Elżbieta Jakubczak, Wrocław
***
Z wielką przykrością przeczytałem entuzjastyczne omówienie książki Piotra Zychowicza – autorstwa Sławomira Cenckiewicza, którego naukową twórczość znam i wysoko cenię. W tym wszakże wypadku sądzę, że polemiczny temperament nie zaprowadził go za daleko. Jeśli się bowiem referuje sprawę trudną do jednoznacznego rozstrzygnięcia, to chyba przesadą jest klasyfikowanie domniemanych oponentów jako osób niezbyt bystrych albo ułomnych moralnie.
Nie wykluczam, że moje wątpliwości mogły wziąć się stąd, że podczas lektury poczułem, że sam najwyraźniej należę do tego pokrzywdzonego przez los grona. Korzyści wynikających z sojuszu z Hitlerem nie widzę, widzę natomiast ułomności spekulacji na ten temat. Oczywiście można zastanawiać się nad sensownością podjętej w 1939 r. polityki obrony suwerenności za wszelką cenę, nad jej ceną itp. Czy jednak można w sposób odpowiedzialny wyrokować na temat skutków postulowanej polityki alternatywnej? Wiem trochę o nastrojach społecznych w Polsce tamtego czasu i wiem, jakie opory – nawet w obozie rządzącym – budziła polityka Becka, postrzegana jako zbyt proniemiecka. Skądinąd po drugiej stronie kordonu było podobnie. Co mogło się zmienić w tym zakresie po ewentualnym wejściu Polski w orbitę niemieckich wpływów? Jak można by rozproszyć niemieckie obiekcje? Czy po koncesjach, udzielonych kosztem własnego terytorium, krwawej łaźni zgotowanej przeciwnikom politycznym grupy rządzącej, czystce w aparacie administracyjnym (np. na Śląsku), a także w wojsku państwo polskie nadal przez swoich obywateli mogło być postrzegane jako własne? Bez masowych represji i zmiany charakteru reżimu wejście do niemieckiego rydwanu nie było możliwe. Czy po tym wejściu możliwe byłoby jeszcze manewrowanie, stosownie do zmieniającej się sytuacji wojennej?
[...] Wynik wojny byłby zatem najprawdopodobniej taki sam, natomiast nasza kondycja mogła być jeszcze gorsza. Zamiast dumy i poczucia krzywdy („pierwsi, którzy przeciwstawili się Hitlerowi") mielibyśmy poczucie wstydu, jako dobrowolni sojusznicy zbrodniarzy. II Rzeczpospolita nie byłaby punktem odniesienia, ale przedmiotem wstydu.
Ostatnie pytanie dotyczy sensu kojarzenia sprawy polskiej – dzisiaj – z najbardziej ponurą z legend, funkcjonujących we współczesnej kulturze masowej. Nie sądzę, by obudzony w ten sposób ruch myśli specjalnie do prawicy przyciągał. Może ją natomiast skutecznie podzielić.
prof. Krzysztof Kawalec, historyk
Dziękujemy za te i dziesiątki innych listów w tej sprawie. Tekstami Rafała Ziemkiewicza i Piotra Semki w tym numerze kończymy dyskusję na ten temat.