Muzyka na blogu
Pogawędka z Olgą Fibak
„Żona swego męża"... Reaguje pani nerwowo na to określenie?
Nie przejmuję się stereotypowym myśleniem.
Czyli na blogu, który zaczęła pani prowadzić na zaproszenie TVP Kultura, nie zamierza pani udowadniać, że znane nazwisko to niejedyny do niego klucz?
Nie ukrywam, że staram się wykorzystać nazwisko jako atut. Mam nadzieję, że dzięki niemu przyciągnę więcej osób. Każda metoda jest dobra, by promować kulturę.
Dlaczego prawnik z wykształcenia podejmuje się takiego zadania?
Mam też częściowe wykształcenie artystyczne – 10 klas bardzo dobrej warszawskiej szkoły muzycznej. Do tego dochodzą lata samokształcenia.
Pisanie bloga kilka znanych z nazwiska osób uczyniło gwiazdami. Liczy pani na taki rozwój wypadków?
Zawsze starałam się unikać powierzchownej popularności. Na co dzień niewiele ona daje. Poza tym wątpię, czy festiwal muzyki współczesnej jest w stanie obudzić uwielbienie lub gniew wystarczającej liczby internautów, które uczyniłyby gwiazdę z kogokolwiek.
Zaczyna pani od wysokiego „c" – Warszawskiej Jesieni (w tym roku od 21 do 29 września). Czy forma bloga jest w stanie przełamać opory wobec takiej muzyki?
Zdecydowanie tak. Muzyka poważna kojarzy się często z czymś nudnym, a współczesna na dodatek z czymś niestrawnym, tymczasem szalenie zyskuje w wykonaniach live. Ma w sobie mniej przystępnej narracji, za to mnóstwo treści. Nie nadaje się do puszczania w tle. To bardzo silne wypowiedzi komentujące świat. Często połączone z visual arts, a ponieważ interesuję się też malarstwem, lubię tropić zależności między tymi dziedzinami sztuki, o tym też będzie na blogu.