Być jak Bernard Arnault
Najbogatszy Francuz ma już wszystko, czego dusza może zapragnąć. I nagle zachciało mu się belgijskiego paszportu
Każdy, kto dysponuje odpowiednio grubym portfelem, może spędzić całą dobę w towarzystwie najbogatszego Europejczyka.
Oto piękny, słoneczny poranek w alpejskim kurorcie Courchevel. Wyglądamy przez okno naszego pokoju w pięciogwiazdkowym hotelu Cheval Blanc (ceny od 1745 euro za noc), by nasycić się imponującym widokiem ośnieżonych szczytów. Potem sprawdzamy na zegarku marki TAG Heuer, czy przypadkiem nie nadszedł już czas na śniadanie. Zakładamy garnitur od Diora, a w wewnętrzną kieszeń marynarki wsuwamy portfel Louis Vuitton. Kilka kropel wody kolońskiej Givenchy sprawi, iż poczujemy się świeżo i światowo. Przy jajku na miękko i kawie – obowiązkowa lektura finansowego dziennika „Les Echos".
Popołudnie: kilkugodzinne szusowanie na stokach jest na tyle wyczerpujące, iż warto orzeźwić się lampką szampana Dom Pérignon. Robimy małe zakupy w pobliskim Carrefourze i w salonie Sephory. W międzyczasie dzwonimy do firmy Royal Van Lent, by sprawdzić, jak postępuje budowa naszego jachtu.