Powrót do spiżarni
Masowo produkowane przetwory w najbardziej nawet kolorowych słoikach nie dościgną smakiem domowych wyrobów
Wrzesień i październik to zawsze były miesiące przygotowywania przeróżnych smakołyków na ciężką zimę. W domowych kredensach polskich gospodyń nie mogło zabraknąć marynowanych i suszonych grzybów, przetworów z owoców i warzyw, soków i nalewek. W każdym dworku, w każdej wiejskiej, nawet niebogatej chacie gromadzono zapasy.
O ile w tych pierwszych królowały bardziej wysublimowane konfitury, o tyle w tych drugich raczej ukwaszona kapusta wystarczała do przednówka.
O przetworach domowych przeczytamy w literaturze zarówno z XIX w., jak i tej z okresu międzywojennego. Babcie i prababcie opowiedzą nam, jak smażyły śliwkowe powidła i przygotowywały słoje ogórków. A warto przypomnieć, że wtedy przetwory robiło się nie w kilku słoiczkach, ale co najmniej w kilkudziesięciu wielkich słojach.