Czym franciszkanie przebiją guru?
Czy można zrobić sensowną komedię o religii? Można się przynajmniej starać – przykładem „Siła wyższa”
Nie ma tym razem racji Krzysztof Feusette, opisując nowy polski serial z TVP1 „Siła wyższa" jako głupią opowieść o głupich ludziach. Jego bohaterowie to w większości prostaczkowie, ale nie idioci. Nie są nimi mnisi, a już zwłaszcza gwardian kreowany przez Piotra Fronczewskiego (co ten człowiek potrafi po dziś dzień robić ze swoim głosem!). To pozornie naiwniak, a w istocie człowiek o dużej sile duchowej płynącej z życiowej pokory.
Przypomnę – ekipa, która zrobiła „Ranczo", pokazuje nam serial o swoistej wojnie o rząd dusz. Na prowincji medytacyjny ośrodek buddystów powstał przy prastarym klasztorze Franciszkanów. To zawiązek intrygi.
Obawiałem się „Siły wyższej". Wszak „Ranczo" mimo zgrabnych dialogów i zaskakiwania zwrotami akcji drażni chwilami natrętnym dydaktyzmem w służbie postępu. Opowieść o wójcie i księdzu broni się jedynie dzięki dziesiątkom szczegółów, które odstają od morałów. Gdy „Siłę wyższą" zaczęto zachwalać jako traktat o tolerancji, uznałem, że grozi nam coś jeszcze gorszego, bo ingerującego w to, co dla człowieka najświętsze: w jego uczucia religijne.