Wino do zebry
To wciąż nierozwiązywalny w Polsce problem: skąd brać zwyczajne, codzienne wina? Po prostu takie, które można nie tylko podać bez wstydu, ale jeszcze wypić z przyjemnością. No i które nie zrujnują.
Jedną z odpowiedzi jest hiszpańska marka La Granja 360. Nie wiem skąd owo 360? Że 360 dni, a w pozostałe pięć pijemy wyborne Petrusy, amarone czy inne cuda na kiju? Albo jak 360 stopni – rozglądasz się na wszystkie strony świata, szukasz, kombinujesz, aż w końcu wracasz do punktu wyjścia, czyli do prostego, bardzo dobrze zrobionego wina? Może.
Wielokrotny mistrz Polski somelierów Tomek Kolecki-Majewicz nazywa takie wina po prostu smacznymi. Podkreślając ich masowość, nie szukam tu wymówki dla uszczerbku na jakości. Z tą nie tylko nie ma problemu, one są wręcz zrobione tak, żeby się podobały.
Nie wierzą mi państwo? Mocno kontrowersyjne guru światowego winiarstwa Robert Parker ocenił je na 86 punktów. Jak za dwadzieścia kilka złotych naprawdę dobrze. A śmieję się, bo jedna z najbardziej napuszonych winiarni w samiutkim centrum Warszawy chełpi się, że ich znakomite wino po okazyjnej cenie również ma 86 punktów. Tyle że sprzedają je w sklepie ponad dwa razy drożej.
A skąd tytułowa zebra? Etykiety wina przedstawiają rozmaite zwierzaczki. Proszę się jednak tym zbyt mocno nie sugerować. Syrah do koguta (znoszącego złote jaja?!) jeszcze w formie coq au vine ujdzie, ale kupaż tempranillo i garnachy do zebry? Nie wiem, jak często jadają państwo zebry, ale z pewnością nie piłbym też różowego wina do łabędzi. Są pod ochroną.
La Granja 360 Syrah 2010
La Granja 360 Tempranillo 2010
La Granja 360 Tempranillo Garnacha 2010