Kto komu zadał gwałt?
Kadr jest martwy. Żywa i prawdziwa jest tylko rzeczywistość. Żeby ją dostrzec, trzeba najpierw przytomnie otworzyć oczy. Komu zatem służyła medialna pseudotroska wokół otrzęsin w salezjańskim gimnazjum?
Otrzęsiny. Hasło, które wstrząsnęło kilka tygodni temu całą Polską, kojarzy się dziś jednoznacznie – z salezjańskim gimnazjum i pianą na kolanach księdza, oskarżonego przez media o pedofilię. Kilka wyrwanych z kontekstu zdjęć, opatrzonych seksualnym komentarzem lokalnej dziennikarki wystarczyło, by wydać wyrok. Bez sprawdzenia faktów, bez wysłuchania stron, bez pogłębienia refleksji. Komuś wyraźnie pomieszały się płaszczyzny – płaszczyzna faktów z płaszczyzną interpretacji. W balon medialnej pseudotroski wdmuchano tyle nieświeżego powietrza, że ofiary jego gwałtownego pęknięcia cierpią do dziś. Ważniejszy był jednak huk rozgłosu niż prawdziwe dobro dzieci. Medialna machina skoncentrowana wokół węszenia pedofilskich sensacji w Kościele postawiła na baczność wszystkie organy kontrolne. Do szkoły wkroczyły kuratorium oświaty i prokuratura. Kuratorium stwierdziło, że „przebieg otrzęsin świadczy o poniżającym traktowaniu i naruszaniu godności ucznia, a w konsekwencji o łamaniu jego praw". Szkoda tylko, że wydało swoje orzeczenie bez przesłuchania uczniów i ich rodziców, którzy nie tylko nie wnieśli oskarżenia, ale i nie widzieli w sprawie niczego niepokojącego. Głównym materiałem dowodowym stały się dla urzędników doniesienia medialne. Kto więc stoi za sprawą i o co cały ten szum?