Rodzi mi się pomysł na dobry biznes
Można otworzyć firmę, której pracownicy będą słuchali zwierzeń osób niemających z kim pogadać
Ostatnio pewien cymbał stuknął swoim samochodem mój samochód. Cymbał, bo ten mój stał sobie grzecznie na parkingu. Ale trzeba przyznać, że uczciwy, bo zostawił kartkę z numerem telefonu. Zadzwoniłem zatem, umówiliśmy się, uczciwy cymbał przyszedł do mnie do domu, żeby spisać oświadczenie, i przy okazji... opowiedział mi historię swojego życia.
Zaznaczam, że był dzień, nie spożywaliśmy alkoholu, a ja nie byłem specjalnie rozmowny.
Z drugiej strony nie powiedziałem mu też, żeby dał mi święty spokój i się zamknął. Po prostu od czasu do czasu mruczałem coś niewyraźnie, niekiedy potakująco kiwałem głową, a od czasu do czasu dolewałem herbaty. Nie przeczę, że oczyma wyobraźni widziałem, jak wspinam się na szczyty asertywności i mówię mu, że pomylił mnie z kimś, kogo ta historia interesuje. Ale z winy mojej mamy, która wychowała mnie odrobinę za dobrze, nie robię takich rzeczy. Więc słuchałem, a opowieść porywająca nie była – gość otwierał właśnie sklep i okradali go wszyscy pracownicy, co – zdaje się – w handlu i gastronomii jest dość powszechne.