Historyczny telegraf
Pomnik dla Daszyńskiego
Na pewnym portalu informacyjnym pojawił się następujący link: „Jest Witos, jest Dmowski. Leszek Miller domaga się budowy pomnika...". Z duszą na ramieniu kliknąłem dalej. Komu SLD chce stawiać pomnik? Bierutowi? Dzierżyńskiemu? A może Jaruzelskiemu? Gdy przeczytałem całą informację, odetchnąłem z ulgą. Chodzi o Ignacego Daszyńskiego. Rzeczywiście, Daszyński powinien mieć pomnik w Warszawie. Ale dlaczego domaga się tego SLD, trudno zrozumieć. Podczas wojny 1920 r. Daszyński był wicepremierem Rządu Obrony Narodowej i wzywał do walki z bolszewikami. Ludzie, których spadkobiercą jest SLD, siedzieli zaś wówczas w sowieckim polrewkomie.
Podwójne standardy
„Nasi rosyjscy partnerzy" – używając obowiązującego ostatnio w naszym kraju określenia – urządzili w Moskwie paradę wojskową. Została zorganizowana w rocznicę defilady urządzonej w 1941 r. przez Stalina. Rosyjscy żołnierze w 2012 r. maszerowali pod czerwonymi sztandarami, w sowieckich mundurach z epoki. Z tej okazji uruchomiono nawet kilka starych czołgów T-34. Czy wyobrażają sobie państwo, jaka byłaby reakcja świata, gdyby przez Berlin przejechały tygrysy i przemaszerowali żołnierze w mundurach Wehrmachtu?
Morski Lebensraum
Jak pisze „Spiegel", w 1935 r. Niemcy – za pomocą systemu tam i grobli – wyrwali Morzu Północnemu skrawek lądu. W sumie 1,3 tys. ha położonych 100 km na zachód od Hamburga. Jak wynika z dokumentów, był to element polityki szukania Lebensraumu. Na pozyskaną ziemię sprowadzono „czystych rasowo aryjskich kolonistów". Szkoda, że Hitler nie był konsekwentny. Gdyby Niemcy przestrzeni życiowej szukali tylko w morzu, kopaliby w nim do dzisiaj.
Nie byłoby żadnej II wojny światowej, a my nie stracilibyśmy Wilna i Lwowa.