Polska rakieta
Tydzień cudów w hali Bercy w Paryżu i mamy nową sportową gwiazdę. Naszą, oryginalną, krajową, z miasta Łodzi. Jerzy Janowicz został 26. tenisistą świata
Pierwsze zdjęcie, które lubi oglądać rodzina, pokazuje dwuletniego brzdąca. Dziecko stoi na korcie z plastikową rakietką w dłoni, drugą ręką przytula do siebie kolorową gumową piłkę wielkości głowy. Widać uśmiech szczęścia. Drugie – w domu, w rajtuzach na rodzinnym dywanie.
W środku nieregularnego kręgu ułożonego z żółtych tenisowych piłek. Radość jeszcze większa.
Mały Jerzyk, zanim zmienił się w dużego, a nawet bardzo dużego tenisistę, nie miał wielkich szans na ucieczkę od sportu. Jak nie bawić się piłkami, gdy rodzice kawał życia spędzili na boiskach siatkówki, a potem, po karierach, zarabiali na dom, prowadząc sklepy sportowe.
Rodzice twierdzą, że żadnego programowania mistrza rakiety nie było. Była naturalna w sportowych rodzinach chęć ruchu. Jerzy Janowicz senior, gdy już skończył z ligową siatkówką w Anilanie Łódź, Gwardii Wrocław, Chemiku Kędzierzyn-Koźle i jeszcze w Wifamie, nie mógł przestać się ruszać. Zabierał jedynaka na korty tenisowe. Jedynak patrzył na tatę, ambitnego amatora, i chciał tak samo.