
Poligon doświadczalny
Jak odebrać władzę Platformie Obywatelskiej
A jednak stało się. Platforma Obywatelska straciła władzę w sposób spektakularny, mimo iż posiadała właściwie wszystko: 83 proc. poparcia na starcie sześć lat temu, wsparcie mediów wojewódzkich i centralnych, możliwość przeznaczania dużych środków z budżetu gminy na autopromocję i propagandę sukcesu miejskiej władzy. Do tego sympatycznego lidera, który potrafił budzić sympatię mieszkańców – mały prowincjonalny klon wielkiego Donalda.
Związek zawodowy PO
Stało się. Dziś można już stwierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że PO szybko nie odzyska władzy w Bytomiu. Świadczą o tym decyzje podjęte przez nowego prezydenta w ciągu pierwszych 50 dni urzędowania: obniżył większość lokalnych podatków, niektóre zlikwidował w ogóle. Poprosił radę miejską, aby obniżyła mu wynagrodzenie (Koj pobierał jedno z najwyższych w kraju) i ściął pensje szefom miejskich spółek. Ściął zresztą „swoim" – bo w większości spółek dokonał zmian personalnych. Nominaci Platformy – prezesi miejskich spółek – albo się rozchorowali, albo podjęli jeszcze bardziej niekonwencjonalne działania: zarabiając po 25 tys. zł miesięcznie, założyli u siebie w firmie filię związku zawodowego Sierpień 1980 i weszli do jego władz, licząc, że tym samym staną się trudniej usuwalni. Ich zyski osiągnięte dzięki takim manewrom można wyliczyć, straty wizerunkowe dla Platformy: bezcenne.
Pozostaje jedno pytanie: czy „wariant bytomski" da się powtórzyć w skali ogólnopolskiej? Wiadomo przecież, że małej społeczności łatwiej się zmobilizować, a likwidacja szkół w mieście i podnoszenie opłat są bardziej (i przede wszystkim szybciej) odczuwane przez jednostkę niż zwiększanie długu wewnętrznego czy totalna kompromitacja w sprawie śledztwa smoleńskiego. Jednak przykład ten pokazuje ważną rzecz: Platforma Obywatelska może stracić władzę. A co ważniejsze – może to przyjść o wiele szybciej i bardziej boleśnie, niż się samym politykom PO wydaje.