Wychować, nie wytresować
Traktowanie kilku- i kilkunastolatka jak pełnoprawnego partnera w okresie międzywojnia było podejściem rewolucyjnym, a zarazem uniwersalnym
Przy żłóbku, świątecznym stole, w rodzinnym gronie. Kiedy patrzymy na nestorów i najmłodszych członków familii, naturalna staje się refleksja na temat ciągłości, trwania, przekazywania wartości. Z tymi ostatnimi nie jest wcale łatwo. Świat pędzi do przodu i z tradycyjnymi zasadami dziś wielu nie po drodze. Czy jednak słusznie dawne reguły traktowane są jak ograniczanie swobód?
Wychowanie – kojarzone ze sztywnymi normami, zakazami i nakazami – wydaje się słowem odstręczającym. Podobnie gdy przywołuje na myśl pustkę, niedowład i wcale niewesołe konsekwencje tzw. bezstresowego chowu. W skrajnych przypadkach przejawiającego się brakiem jakiegokolwiek nadzoru.
W tekstach dla dorosłych Korczak kładł nacisk na obowiązki wobec dzieci
Co dziś znaczy? Czy w ogóle jest potrzebne? Czemu i komu ma służyć? Państwu? Międzynarodowym koncernom? Jednostce? Czy wychowanie to przekazywanie wartości, budowanie moralnego kośćca, czy może przysposabianie do zmieniających się w zawrotnym tempie realiów, uczenie mobilności i podsuwanie mechanizmów przetrwania?
Nie wtłaczaj, wyzwalaj
Janusz Korczak, który w minionym roku miał szansę przypomnieć się ze swoją filozofią mądrego i uważnego towarzyszenia dziecku w kwestiach zarówno prozaicznych, jak i kluczowych, pisał: „Dobry wychowawca nie wtłacza, a wyzwala, nie ciągnie, a wznosi, nie ugniata, a kształtuje, nie dyktuje, a uczy, nie żąda, a zapytuje".
– W czasach Korczaka wychowanie nie było przedmiotem refleksji, dominował model autokratycznego „przysposabiania, a nawet tresowania do życia w rodzinie, społeczeństwie" – zauważa Jan Wiśniewski z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych Stocznia.
Współautor (z Janem Mencwelem i Cyrylem Skibińskim) książki „Układanka. Janusz Korczak a współczesność – pasujące elementy" dodaje, że dzisiaj w refleksji pedagogicznej pod wieloma względami jesteśmy dalej. Dajemy więcej swobody. Tylko co z niej wynika?
– Korczak buntował się przeciwko autorytarnemu modelowi wychowania. Ponieważ zawsze płynął pod prąd, to być może dzisiaj za problem uznałby nadmiar swobody i zaczął szukać recepty na nadmierne nieskrępowanie w rodzinie i w szkole – zastanawia się.
Na międzynarodowej konferencji „Mądre wychowanie. Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały", która odbyła się tej jesieni w Warszawie – bynajmniej nie w związku z Rokiem Korczakowskim, ale jak najbardziej w jego duchu – jedna z prelegentek postawiła prowokujące pytanie: „Czy w postmodernistycznym świecie jest miejsce na wychowanie?".
W ustach prof. UW dr hab. Krystyny Ostrowskiej miało ono wzmocnioną siłę rażenia, ponieważ pani profesor była współtwórczynią i dyrektorką Ośrodka Rozwoju Edukacji. Pod skrzydłami tej instytucji od 15 lat działa Szkoła dla Rodziców i Wychowawców, swoisty ruch społeczny, w którym wychowanie traktuje się jak dialog, nieustanne budowanie międzyludzkich relacji oparte na szacunku i prawdzie.
Powstanie szkoły było odpowiedzią na pojawienie się na rynku popularnych na Zachodzie książek: Thomasa Gordona „Wychowanie bez porażek", Adele Faber i Elaine Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły", a także „Rodzeństwo bez rywalizacji", „Wyzwoleni rodzice" (tytuły tego nurtu wciąż cieszą się zainteresowaniem, o czym świadczą kolejne wznowienia w wydawnictwie Media Rodzina).
Szkoła dla Rodziców i Wychowawców powstała, by zaadaptować rady podawane w wymienionych publikacjach do polskich realiów. Program wciąż działa i przyciąga kolejnych słuchaczy. Ich nie trzeba przekonywać, że „wychowanie" nadal ma sens. Tylko na jakich zasadach?
Styl indywidualny
Od lat 70., 80. w środowiskach pedagogów toczy się na ten temat ostra dyskusja. Powstało w tym czasie wiele definicji. Prof. Ostrowska rozszerza tę zaproponowaną przez prof. Stanisława Kawulę: wychowanie jest dobrym i mądrym pomaganiem młodemu człowiekowi m.in. w przyłączeniu się do społeczeństwa.