Karp lubi piwo pszeniczne
Lager zamiast białego wina – piwo ciemne w miejsce wina czerwonego. O ile spożycie piwa w Polsce wzrasta, o tyle kultura jego picia wciąż jest w powijakach
Przeciętnemu Polakowi piwo najlepiej smakuje sauté, przegryzione co najwyżej chipsem czy kiełbasą albo karkówką z grilla. Pijemy je najczęściej w pubach bądź dyskotekach, na pikniku albo w domu, przed telewizorem.
Koneser chmielu na próżno będzie szukać bogatej karty piw w polskich restauracjach, a kelner poproszony o dobór piwa do konkretnego zamówionego dania najczęściej nie będzie wiedział, co odpowiedzieć.
Jasny lager
Tymczasem krajem o najbardziej rozwiniętej kulturze piwno-kulinarnej są Stany Zjednoczone. – Mimo że tradycja ta narodziła się tam zaledwie 30 lat temu, USA to dziś mekka, do której udaję się co najmniej raz w roku, by odrobić „zawodowe" lekcje – zapewnia Rafał Kowalczyk, ekspert sensorycznej oceny piwa.
Europa nadal pozostaje kontynentem wina, choć nie bez pewnych piwnych enklaw – restauratorzy dobiorą piwo do smaku potrawy w Danii, Austrii, Niemczech czy Belgii, gdzie spotkamy najwięcej gatunków i rodzajów tego trunku.
Tomasz Rogaczewski, sommelier piwny, właściciel powstającego browaru Pracownia Piwa, przekonuje jednak, że nawet w krajach o długiej historii chmielowego trunku przemysł kulinarno-piwny stanowi pewien margines. – Owszem, Czesi, Anglicy czy Niemcy tradycyjne potrawy zapijają lokalnymi markami. I tak do brytyjskich fish & chips albo steków polewa się Bittery, Stouty czy India Pale Ale, a Niemcy do pikantnych grillowanych białych kiełbasek na lekko słodkawej kapuście czy łopatek wieprzowych chętnie wypiją Pilsa albo Dunkela. Na tym jednak koniec. Ich dania pozostają silnie wpisane w regionalizm i nikt nie szuka innych połączeń smakowych – opowiada Rogaczewski. – Absolutny numer jeden w Czechach, czyli Desitkę, pije się praktycznie do każdego dania – dodaje.
Polacy, którzy znajdują się na czwartym miejscu w Europie pod względem spożycia piwa, nie mają w ogóle pojęcia, jakie piwo wybrać do mięsa, ryby, sałatki czy deseru czekoladowego.
– Jestem w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji warszawskich, oferujących tradycyjną polską kuchnię, do której piwo aż się prosi. Tymczasem kelner w ostateczności może zaproponować mi tylko Lecha lub Carlsberga. Zresztą, co tu mówić o komponowaniu smaków piwnych z potrawami, skoro w naszym kraju nikt nie zwraca uwagi, w jakim szkle jest podawane piwo. Wlewanie go do litrowych kufli również mija się z celem, bo piwo pite długo wietrzeje i robi się ciepłe. Kiedyś w restauracji dostałem Tyskie zamiast zamówionego Pilsnera Urquella, a kelnerka upierała się, że nie mam racji. Tak w skrócie wygląda polski rynek piwny – opowiada Rafał Kowalczyk. Jego zdaniem Polacy najchętniej piją piwo, którego smak im po prostu nie przeszkadza, czyli jasne lagery (dolnej fermentacji) o niezbyt dużej zawartości alkoholu.
Marcin Górski, krajowy kierownik ds. rozwoju HORECA w Grupie Żywiec, również twierdzi, że dotąd nie spotkał się w żadnej polskiej restauracji z propozycją mariażu piwa z jedzeniem. – My, Polacy, jesteśmy dopiero na etapie zachwytu nad faktem, że piwo to nie tylko lager, ale że są jeszcze inne gatunki, takie jak pszeniczne, np. Paulaner, górnej fermentacji (ale), jak Kilkenny czy stout typu Guinness. Ponadto polska gastronomia to w większości lokale ze średniej półki. W takich miejscach uzyskamy tylko podstawową informację o tym, co jest w menu. Często kelnerzy nawet nie wiedzą, z czego zrobiony jest dany posiłek, a jeśli chodzi o dobór np. win, to usłyszymy najczęściej sztampowe „białe do ryb, a czerwone do mięsa". I choć inaczej już jest w lokalach typu premium, gdzie kelner dokładnie wie, co się znajduje w karcie dań, oraz potrafi zasugerować potrawę pod gust klienta, to nawet i w tym przypadku o doborze piw do dań nie ma mowy – twierdzi Górski.
Obecnie w Polsce dopiero zaczynają się pojawiać, dość nieśmiało, pierwsze niewielkie, lokalne restauracje połączone z rzemieślniczymi browarami. – To się zmieni w najbliższych latach, gdyż coraz więcej lokali chce się wyróżnić i zabrać konsumentów swojej konkurencji. Wierzę też, że foodpairing zagości u nas na dobre w najbliższych latach, choć raczej nie będzie zjawiskiem masowym – zapewnia Górski.