Złodzieje dobrobytu
Jak i dlaczego politycy pozbawili nas władzy nad naszymi pieniędzmi?
Europejscy politycy twierdzili przy wprowadzaniu VAT, że dzięki niemu będą mogli zredukować bardziej „szkodliwe" podatki – dochodowy czy od firm. I jeszcze do 1975 r. te podatki w krajach przyszłej UE były faktycznie niższe niż w USA. Potem oświadczono, iż w związku z wyższym VAT należy także podwyższyć podatek dochodowy i od firm, by nie powodować większego obciążenia najuboższych i zabrać więcej pieniędzy tym, którzy zarabiają więcej.
Kraje rozwinięte, którym udało się utrzymać wydatki publiczne na poziomie około 30 proc. PKB, w ogóle nie mają podatku VAT (jak USA) albo pobierają go od niedawna w niewielkiej wysokości (Szwajcaria: 8 proc., Australia: 10 proc.). Nie możemy jednak obniżyć stawki VAT do poziomu Szwajcarii czy Australii, ponieważ wchodząc do UE, zobowiązaliśmy się, że nie będzie ona niższa niż 15 proc.
Oficjalnym powodem ustalenia minimalnego VAT jest zapobieganie „szkodliwej konkurencji podatkowej" między krajami członkowskimi UE. Zdaniem władz Unii doprowadziłaby ona do wyścigu na coraz to niższe stawki podatków, co groziłoby rozmontowaniem państwa dobrobytu w UE. Problem polega na tym, że Szwajcaria od początku swego istnienia stosuje konkurencję podatkową między wchodzącymi w jej skład 26 kantonami. Na przykład w kantonie Zug podatki wynoszą 52,4 proc. średniej krajowej, podczas gdy w kantonie Uri – 137,8 proc. (dane za Swiss Federal Office of Statistics). I jak podaje szwajcarski ekonomista Pierre Bassard w pracy „Tax Competition: The Swiss Case" („Konkurencja podatkowa: przypadek Szwajcarii"), to jeden z głównych powodów utrzymywania się wydatków publicznych na niskim poziomie (w 2012 r. stanowiły 33,7 proc. PKB).
Co istotne, przy tak niskich wydatkach państwa Szwajcarzy cieszą się taką jakością życia jak Szwedzi (Szwajcaria zajmuje 11. miejsce na świecie, a HDI wynosi tam 0,903; Szwecja jest na 10. pozycji z HDI 0,904), chociaż wydatki publiczne Skandynawów są o dwie trzecie wyższe (wynoszą 55,2 proc. PKB). Agresja polityków UE w stosunku do Szwajcarii (w listopadzie ubiegłego roku Szwajcarska Agencja Prasowa podawała, że przedstawiciele UE grozili władzom Szwajcarii, żądając zmiany prawa podatkowego) bierze się właśnie stąd, że swoją polityką udowadniają oni, iż państwo może wydawać mniej pieniędzy bez szkody dla poziomu życia obywateli.
Można więc zagwarantować wszystkie obecne socjalne zadania państwa (edukacja, emerytury, służba zdrowia), wydając 30–35 proc. PKB zamiast 45 proc. A te dodatkowe 10–15 proc. (czyli 238–357 mld zł rocznie, 1227–1840 zł miesięcznie na każdego z 16,2 mln pracujących Polaków) to haracz, który pobierają politycy, wynikający z tego, że pozbawili nas kontroli nad ich działaniami: posła w Polsce nie można odwołać, nie musi też słuchać instrukcji wyborców.
Dlaczego to takie istotne? To nie przypadek, że Szwajcaria, Australia i USA, kraje o relatywnie niskich wydatkach publicznych, są także światowymi liderami we wprowadzaniu demokracji bezpośredniej. Jak bowiem wynika z raportu z 2007 r. „The Economic Effects of Direct Democracy – A First Global Assesment" („Ekonomiczne skutki bezpośredniej demokracji – pierwsza globalna ocena"), im większy udział demokracji bezpośredniej, tym mniejsza korupcja i większa efektywność administracji.
Potwierdziły to prof. Patricia Funk z Uniwersytetu Pompeu Fabra w Barcelonie i prof. Christina Gathmann z Uniwersytetu w Heidelbergu w pracy z 2005 r. „Preferences Matter! Voter Preferences, Direct Democracy and Government Spending" („Preferencje wyborców, demokracja bezpośrednia i wydatki publiczne"). Obliczyły one, że gdy w szwajcarskim kantonie rozpisywane jest obowiązkowe referendum, wydatki budżetowe spadają o 12 proc. Każde zmniejszenie o 1 proc. liczby podpisów potrzebnych do zgłoszenia propozycji ustawy przez obywateli sprawia, że wydatki budżetowe spadają o 0,6 proc.