Politycy, wizjonerzy, władcy dusz
Czego możemy się po nich spodziewać w 2013 r.
Na rok 2013 Goldman zaleca żądnym zysku m.in. wykupywanie hiszpańskiego długu oraz inwestowanie w technologie informacyjne. Złośliwi jednak spytają, ile z tych rekomendacji jest szczerych, a ile ma na celu podsterowanie konkurencji? W końcu w wewnętrznych rozgrywkach w jądrze kapitalizmu najistotniejszą rolę odgrywa informacja.
– Wzrost gospodarczy powróci. Jeśli nie w następnym kwartale, to w następnym lub jeszcze kolejnym – powiedział Blankfein tuż przed świętami. Jak widać, mówi wprawdzie o przyszłości, ale skromnie. Nic dziwnego. Skoro mowa jest srebrem, a milczenie złotem, to najlepiej mieć oba kruszce. Ze świadomością, że cenniejsze jest jednak złoto.
Kosmiczny prywaciarz
Elon Musk
Gdy wasze myśli bujają w obłokach, myśli Muska bujają wyżej – w okołoziemskiej próżni. Człowiek, który stoi za PayPal, płatnościami elektronicznymi, i luksusowymi samochodami z Tesla Motors, chce zostać odpowiednikiem XIX-wiecznych baronów kolejowych. Z tym że kolej to dla niego archaizm. Teraz jest kolej na wystrzelenie ludzi na Marsa.
Urodzony w RPA Musk to zrobi. Ma ku temu wszelkie predyspozycje. Przyniósł światu pierwszy komercyjny lot kosmiczny. Zanim mu się udało, wielu patrzyło na jego pomysły z politowaniem. Ale w maju tego roku rakieta Falcon przebiła się przez atmosferę i bezpiecznie wypuściła kapsułę Dragon, która dokowała na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Na pokładzie – śrubokręty i zapasy żywności. I może nie byłoby w tym nic niesamowitego, gdyby nie fakt, że statek kosmiczny oraz projekt logistyczny powstały w prywatnej firmie – należącej do Muska SpaceX. NASA przeprowadziła tylko konkurs na dostawcę usług transportowych. Musk włożył w ten projekt 500 mln dol., a kontrakt obejmujący 12 dostaw w okołoziemską próżnię wart jest ponad 1,5 mld dol. Jego sukces podgrzał atmosferę wokół kosmonautyki i pokazał, że można na tym zarobić.
Ten Amerykanin o holenderskich korzeniach i żydowskim imieniu („elon" znaczy „dąb") pierwsze większe pieniądze zarobił jako 12-latek, sprzedając za 500 dol. grę komputerową, którą sam zaprogramował. Teraz chce zarobić na gwiezdnej turystyce i zasiać ludzką cywilizację na innych planetach. Takie marzenie z dzieciństwa.
Musk szacuje, że choć pierwsze loty na Marsa będą niebotycznie drogie, to po dziesięciu latach koszt powinien wynosić 500 tys. dol. na pasażera. Na to najbogatsi będą mogli sobie pozwolić. Choć Musk jeszcze nie wystrzelił pierwszej marsjańskiej rakiety, to już myśli o redukcji kosztów. – Produkowane przeze mnie statki będą latać na Marsa z zapasem paliwa w jedną stronę i tam dopiero tankować paliwo na drogę powrotną. To sprawi, że będą lżejsze. Koszt podróży zmaleje.
Zdumiewająca kreatywność Muska zdążyła już zainspirować filmowców. Bohater filmu „Iron Man" Tony Stark był po części wzorowany na nim. Chociaż ten kosmiczny prywaciarz nie zamontował sobie na klatce piersiowej minireaktora ani nie chłosta złoczyńców świetlnymi batogami, to jego rakiety, wizja i aura nieuchronnego sukcesu, jaką roztacza, i tak rzucają na kolana.
Na razie po Marsie telepie się amerykański łazik Ciekawość. Ale produkty biznesowej ciekawości Muska pozwolą Ziemianom na czerwonej planecie zamieszkać. W planach jest nie tylko sam lot, ale też zbudowanie 80-tysięcznej kolonii na Marsie. Szacowany koszt całkowity: 36 mln dol. – Można tam stworzyć samowystarczalną cywilizację, która z czasem przeistoczy się w coś wielkiego – mówił Musk na konferencji prasowej w listopadzie 2012 r. Wszystko ma już przemyślane. Kolonię założy około dziesięciu ludzi z zasobami wystarczającymi do stworzenia przezroczystej kopuły, pod którą – przy odpowiednim ciśnieniu – będzie można na marsjańskiej glebie zasadzić ziemskie marchewki. – Może akurat na tym nie zarobię, ale Ameryka jest narodem odkrywców. A ostatnia bariera do pokonania to przestrzeń kosmiczna – snuje wizję Musk.