Politycy, wizjonerzy, władcy dusz
Czego możemy się po nich spodziewać w 2013 r.
Ale miasta są zatłoczone, w 30-piętrowych blokach nie starczy mieszkań dla wszystkich. To rodzi niezadowolenie. Do tego gospodarka zwalnia i – tak jak zawsze – szerzy się korupcja, której sprzyja system społeczny oparty na guanxi – wzajemnym świadczeniu przysług przez rywalizujące ze sobą nieformalne klany. Nie dziwi więc, że większość z 500 masowych protestów, które odbywają się codziennie w Chinach, ma podłoże ekonomiczne. Xi Jinping musi coś wymyślić, żeby dać ludziom poczucie bezpieczeństwa i materialnej satysfakcji. Chleba i igrzysk.
Xi lubi igrzyska. W odróżnieniu od ustępującego prezydenta Hu Jintao, który lubił pozostawać w cieniu, Xi szuka blasku fleszy. Niektórzy widzą u niego jakieś tendencje liberalne, ale amerykańscy dyplomaci uważają go za komunistę konserwatywnego, „czerwieńszego niż czerwień". Jeśli chodzi o politykę zagraniczną, nie należy się więc spodziewać zmiany na lepsze.
Nieco agresywniejsze niż dotychczas Chiny dalej będą budować swoją potęgę liczbą – zaludniając Rosję i Afrykę oraz handlując ze wszystkimi.
W końcu mają 51.com i Weibo – swoją wersję Facebooka i Twittera. Osobny społeczny wszechświat.
Oskarżyciel
Greg Smith
Sprezentował światu książkę „Dlaczego odszedłem z Goldman Sachs" – moralny wyrzut i zarazem atak na środowisko bankierów. Smith to były pracownik banku Goldman Sachs, który zatrudnia w celach lobbingowych i doradczych osoby z pierwszych stron gazet – z naszego podwórka choćby byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Smith odszedł z firmy, by nazwać jej pracowników „moralnymi bankrutami". Oskarżył ich o działania na szkodę klientów, nazywanych ponoć w firmie „bałwanami", o żądzę zysku oraz działania na granicy prawa.
„Ludzie powinni się wkurzyć! " – grzmiał w mediach Smith. Jego były pracodawca, który był już publicznie oskarżany o zarabianie na kryzysie finansowym, otrzymał potężny cios w twarz. Szefowie firmy, którzy wówczas nie znali Smitha nawet z nazwiska, zlecili kontrofensywę. Wtedy się zaczęło.
Wytknięto Smithowi, że w książce nie podał konkretów. Sugerowano, że sam jest cynikiem opętanym żądzą zysku – miał żądać ponadmilionowej rocznej pensji, ale jej nie dostał i teraz się mści. Przeprowadzono także wewnętrzne dochodzenie, z którego wynikało ponoć, że Smith wcześniej nie miał żadnych wątpliwości moralnych i nie zgłaszał zastrzeżeń.
Niezależnie od tego, czy jest świętym, czy może jednak świętoszkiem, część jego książki ociera się o prawdę, a cała afera zwróciła uwagę na brak nadzoru i kontroli nad globalnymi operacjami finansowymi.
Islamski Luter
Tariq Ramadan
Tariq Ramadan niesie światu dobrą nowinę. A w zasadzie dwie. Pierwsza głosi: konserwatywny europejski islam da się podporządkować wartościom demokracji liberalnej. Druga głosi: demokrację liberalną da się podporządkować europejskiemu islamowi.
Niespójne? Być może. Ale jeśli mu wierzyć, to Ramadan, nazywany przez niektórym „Marcinem Lutrem islamu", postawił przed sobą nie lada zadanie. Próbuje zjednoczyć różne nurty islamu, który nigdy nie dorobił się centralnej instytucji na wzór chrześcijańskiego Watykanu. Ramadana, profesora religioznawstwa na Oksfordzie, wcale to nie przeraża. Wręcz przeciwnie, opracowuje strategię środka. Zwolennikom prawa szariatu, którym marzy się podporządkowanie demokracji wymogom religii, mówi, że „na razie" się nie da. Liberalnych muzułmanów z kolei nawołuje do zachowywania tradycji. A unijnym dyplomatom powtarza, że islam nosi w sobie etos przedsiębiorczości i umiarkowania, który będzie dla Europy wybawieniem. Balansuje na cienkiej linie, ale z gracją. Gdy ktoś wytyka mu sprzeczne komunikaty profilowane pod różnego odbiorcę, odpowiada: „Tak mówią ludzie, którzy mają problem z obecnością muzułmanów. Oni boją się, że nasza obecność w łonie Zachodu spowoduje zmianę polityki na bardziej otwartą wobec praw Palestyńczyków i bardziej krytyczną wobec jednostronnego wspierania Izraela przez USA".