Pieniądze na drodze
Donald Tusk postanowił ratować budżet, sięgając do kieszeni kierowców
Mandaty po 10 tys. zł
Aby plan łupienia kierowców został zrealizowany, zmienia się także różne przepisy. Parlamentarny zespół ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego przygotował projekt zmian, które przewidują 100-procentową podwyżkę grzywien i mandatów. Maksymalna grzywna ma wynieść 10 tys. zł, a mandat – tysiąc złotych. Ponadto GITD proponuje, by w sytuacji, gdy kwota mandatów nałożonych na kierowcę przekroczy 1200 zł, każdy kolejny mandat na niego nakładany był w kwocie dwukrotnie wyższej. GITD chce także, aby kierowca mógł uniknąć punktów karnych, jeśli zapłaci wyższą karę finansową. Możliwa ma być nawet „promocja": jeśli w ciągu 21 dni od otrzymania zawiadomienia o popełnieniu wykroczenia kierowca zapłaci mandat, ma otrzymać 20-procentową zniżkę. Zgodnie z przepisami fotoradary będą mogły być ukryte np. w koszach na śmieci. Planowane jest nadanie uprawnień drogówki celnikom, a także Straży Granicznej. Zaleca się także karanie mandatami rowerzystów na przykład za rozmawianie przez komórkę czy za niewłaściwe przewożenie dzieci.
W połowie tego roku na polskich drogach pojawi się system odcinkowego pomiaru prędkości. Na podstawie czasu wjazdu i wyjazdu z danego odcinka drogi system będzie obliczał średnią prędkość samochodu i sprawdzał, czy jest ona zgodna z obowiązującym ograniczeniem prędkości. Takie odcinki dróg mają mieć do 10 km w obszarze zabudowanym i do 20 km w niezabudowanym. Niedawno „Rzeczpospolita" informowała, że na początek może chodzić m.in. o 5,5-kilometrowy odcinek drogi w miejscowości Kamień (woj. podkarpackie) i 11-kilometrowy odcinek drogi nr 50 Sobiekursk-Człekówka (woj. podlaskie). Próby trwają już na drodze krajowej nr 5 przed Bydgoszczą. W całej Polsce mają zostać uruchomione 24 tego typu miejsca.
Radary szybkiego zwrotu
Nowe fotoradary już ostro pracują. W Warszawie ustawiono „superfotoradary", które mają możliwość wykonania niezależnych pomiarów na wszystkich pasach dojazdowych do skrzyżowań. Takie urządzenie wychwyci równocześnie np. cztery samochody wjeżdżające na skrzyżowanie i precyzuje, z jaką prędkością oraz kiedy nastąpił wjazd przy czerwonym świetle każdego z pojazdów osobno. Pozwala także ukarać kierowcę za jazdę bez pasów czy rozmowę przez telefon komórkowy. Jeden taki fotoradar kosztuje około 250 tys. zł, ale wydatek szybko się zwraca, bo urządzenie jest w stanie w ciągu kilku tygodni „zarobić" ponad 1 mln zł. Gdyby chodziło o bezpieczeństwo, a nie o dochody budżetowe, to więcej na drogach byłoby plastikowych policjantów, których kukły odstraszają kierowców przed szybką jazdą choćby w powiecie lublinieckim (woj. śląskie) czy w miejscowości Łowoszów (woj. opolskie). Tymczasem Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Opolu nie zgodziła się na postawienie podobnej atrapy w Oleśnie, tłumacząc, że policyjnego manekina... nie ma w wykazie znaków drogowych ani urządzeń bezpieczeństwa, a poza tym będzie on stanowił zagrożenie, ponieważ kierowcy na jego widok... mogą ostro hamować (a co robią na widok prawdziwego policjanta z „suszarką"?). Warto dodać, że manekin nie kosztuje nawet jednej setnej tego co mobilny fotoradar. No ale nie może wystawić mandatu.
Fotoradary nie zwiększają bezpieczeństwa na drodze. Ogromny wzrost liczby tych urządzeń nie wpływa na zmniejszenie liczby wypadków drogowych. Z sondażu przeprowadzonego przez Homo Homini wynika, że 91 proc kierowców przekracza prędkość także w miejscach, gdzie stoją rejestratory. Z kolei z analiz firmy Navi-Expert wynika, że średnia prędkość samochodu tuż przed fotoradarem ustawionym na ograniczeniu do 50 km/h wynosi 64 km/h, a gdy urządzenia nie ma, jest to... 66 km/h. Mało tego, odsetek kierowców jadących na ograniczeniu do 50 km/h z prędkością 61–70 km/h jest nieznacznie wyższy, gdy na drodze stoi fotoradar, bo kierowcy oceniają, iż wraz z pojawieniem się fotoradaru spada szansa, że w tym samym miejscu będzie jeszcze policja.