Wioska sukcesu
Górale z Jurgowa uwierzyli we własne siły i wspólnie stworzyli nowoczesną stację narciarską
Oficjalnie stacja narciarska Hawrań w Jurgowie ruszyła 25 stycznia 2008 r. Na zboczach góry postawiono czteroosobową kolej firmy Tatralift. Spółka kupiła kilka armatek śnieżnych i ratrak.
– Niczego nie zrobi się bez pieniędzy – wyjaśnia Modła. – W 2010 r. udało nam się sięgnąć po środki unijne. Projekt, który teraz realizujemy, warty jest ponad 25 mln. Z dotacji mamy 5 mln, a na resztę sporo kredytów – śmieje się Modła.
Dziś w ośrodku jest siedem tras narciarskich – od najłatwiejszych do bardzo trudnych. Jedna z nich ma homologację FIS uprawniającą do organizacji zawodów slalomowych dla obu płci. Najdłuższy ze stoków ma ponad kilometr. Działają dwie koleje linowe (jedna ruszyła w tym sezonie – kosztowała 9 mln) i cztery wyciągi orczykowe. Wybudowano karczmę, punkt gastronomiczny przy wyciągu dla dzieci, jest też wypożyczalnia nart. – Chcemy jeszcze zrobić karczmę na szczycie z tarasem widokowym, z którego będzie widać całą panoramę Tatr Bielskich z Hawraniem oraz całe Tatry Wysokie – rozmarza się prezes Modła.
Powiększył się park maszynowy stacji narciarskiej. Teraz działa w niej 20 armatek, kilka skuterów śnieżnych i ratraków. – Myślimy teraz o rozwoju letnim – mówi Modła. – Pod narciarstwo wszystko już zagospodarowaliśmy. Wytyczamy trasy biegowe. Chcemy jednak przyciągnąć tu ludzi latem. Może zbudujemy baseny ze sztucznymi plażami...
Jednym z pomysłów jest np. przygotowanie specjalnych miejsc dla paralotniarzy (na Górkowym Wierchu są ku temu odpowiednie warunki) i spływów kajakowych. Ożyć ma też pobliski skansen, złożony z pasterskich szałasów. – Chcielibyśmy, by stacjonował tam baca, który na oczach turystów robiłby oscypki – mówi Paweł Sołtys, członek zarządu spółki.
Dodatkowo część zabytkowych szałasów ma być przystosowana pod noclegi, które wprawdzie będą pozbawione wygód, jednak ze względu na swój unikalny charakter i klimat mają szansę stać się atrakcją przyciągającą szukających dodatkowych wrażeń turystów.
Zwłaszcza że okolica stała się modna. Na jednej z działek przy drodze do wyciągu leży sterta desek. Miejscowi z dumą podkreślają, że to własność popularnego aktora Michała Żebrowskiego, który zamierza wybudować tu karczmę. Miejscowy las skrywa zaś dom należący do ojca Tadeusza Rydzyka. Na narty wpada tu z Krakowa metropolita krakowski. A agencje nieruchomości z Nowego Targu czy Zakopanego coraz częściej zasypywane są pytaniami o działki w Jurgowie. Tych jednak nie ma. – Społeczeństwo u nas dziwne – mówią o sobie jurgowianie. – Nie za bardzo chcemy wpuszczać obcych, chyba że ktoś zdobędzie nasze zaufanie.
Na parkingu pod wyciągami w szczycie sezonu trudno zaparkować. Sporo tu Słowaków – nie ma się co dziwić – taniej niż u nich, a blisko. Sama stacja narciarska stała się największym pracodawcą w regionie, w sezonie zatrudnia ponad 60 osób. – Pół roku pewnej pracy to naprawdę dużo – przekonuje prezes Modła. – Zwłaszcza że w okolicy pracy za bardzo nie ma.
Siła tkwi w jedności
Powstanie stacji narciarskiej uruchomiło w jurgowianach przedsiębiorczość. Jeszcze pięć lat temu kwatery wynajmowało tu jedynie kilka osób. Dziś pokoje dla turystów oferowane są niemal w każdym domu. Wybudowano kilka pensjonatów i powstają nowe. Niektórzy nowe, wybudowane z myślą o sobie domy zamienili po prostu na kwatery turystyczne. Inni chwytają inne pomysły. Bartłomiej Machaj wykopał stawy rybne, do których doprowadził wodę z Białki. – Mam pstrągi, jesiotry, karpie – opowiada Machaj. – W sezonie nie wyrabiam się z zamówieniami na wędzone ryby. Stoję przy wędzarni całe dnie i jeszcze ludzi zatrudniam – cieszy się. Z kolei Karol Wojtas na co dzień pracuje w Morskim Oku – zaprzęgiem konnym wozi ludzi z Palenicy do najsłynniejszego polskiego jeziora. W zimie, gdy turystów w Tatrach jest trochę mniej, organizuje kuligi z pochodniami w Jurgowie. – Ludzie są zainteresowani takimi przejażdżkami – mówi. – A ja mam dodatkowe pieniążki. Chętnych oczywiście ciągnę do Morskiego Oka.