
Życie na linie
Pierwsze symptomy choroby nie sugerują dramatycznej diagnozy. Kiedy badanie krwi u dziecka wykazuje cukrzycę, świat jego rodziców wywraca się do góry nogami
– Choroba jest stara jak ludzkość. Dzieci zawsze chorowały na cukrzycę. Objawia się zwiększonym pragnieniem, częstym oddawaniem moczu, ogólnym osłabieniem, wreszcie bardzo złym samopoczuciem, bólami brzucha, nudnościami, wymiotami i śpiączką cukrzycową, która doprowadza do śmierci. Insulina pojawiła się w latach 20. ubiegłego stulecia. Od niespełna stu lat potrafimy chorych na cukrzycę typu I leczyć. Kiedyś przeżycie było znacznie krótsze niż obecnie. Nie było dobrych preparatów, dobrych metod leczenia. W ostatnich 20 latach zachorowalność na cukrzycę typu I, insulinozależną, autoimmunologiczną, wzrosła trzykrotnie – tłumaczy dr Maria Lipka.
Marcin się „popsuł", Ola zdrowo je
– Kiedy zobaczyłem go pod kroplówką, przeżyłem szok. Zawsze myślałem, że on jest mocny, mocniejszy ode mnie – mówi Robert Piechal, tata Marcina. Chłopiec ma 12 lat, choruje od sześciu. Był lubiany przez rówieśników, wysportowany, aktywny, grał na pianinie. – Nagle Marcin się „popsuł". Zrobił się czerwony na buzi, nikt go nie lubił, kłócił się ze wszystkimi – opowiada pan Robert.
Zaczęło się od ostrego zatrucia pokarmowego. Chłopiec był w bardzo złym stanie. Kiedy objawy minęły, rodzice wysłali go do babci. By rekompensować wnukowi złe samopoczucie, babcia serwowała mu najlepsze smakołyki. Stan Marcina się pogarszał.
– Wezwaliśmy pogotowie. Syn znalazł się w szpitalu na Działdowskiej. Doktor Maria Lipka zdiagnozowała chorobę. Od tej pory prowadzi syna. Jesteśmy pod bardzo dobrą opieką. To był wirus, który najprawdopodobniej zaatakował komórki trzustki wytwarzającej insulinę. To był najbardziej dramatyczny moment w naszym życiu – przyznaje Robert Piechal.
Choroba syna diametralnie zmieniła życie jego rodziców. Początkowo musiał dostawać zastrzyki po każdym posiłku, zaraz po przebudzeniu, tuż przed snem. To było dla chłopca ogromnie stresujące.
– Największą uwagę poświęca synowi małżonka. Mobilizuje go, żeby sam sprawdzał poziom cukru. Dziecko traktuje to trochę jak zabawę, jak dodatkowy gadżet, a nie stabilizację własnego zdrowia. Cały czas delikatnie, ale konsekwentnie uczę go, że musi sobie z tym poradzić. Może kiedyś powstanie technologia, która spowoduje wyzdrowienie – zauważa z nadzieją pan Robert.
Ola ma 11 lat, zachorowała trzy lata temu. Pierwsze objawy były takie same jak u innych dzieci.
– Nie miała apetytu, dużo siusiała, mocno schudła, była apatyczna, piła na potęgę. Myśleliśmy, że przeziębiła pęcherz. Zrobiliśmy badania. Poziom cukru we krwi był bardzo wysoki – mówi mama Oli, Dorota Krakowiak.
Rezygnacja z pracy okazała się koniecznością. Pani Dorota jeździła z córką na wszystkie szkolne wycieczki. – Dzieci w klasie jest ponad 30. Rodzic, który nie ma dziecka chorego na cukrzycę, nie wie, jak reagować – wyjaśnia.
Życie państwa Krakowiaków zmieniło się. Oboje podkreślają, że także na lepsze. – Od czasu zdiagnozowania choroby odżywiamy się dużo lepiej. Można by rzec, że prowadzimy zdrowy styl życia. Jemy produkty, które nie „przecukrzają", ograniczyliśmy słodycze do rozsądnych ilości. Nie pijemy napojów gazowanych, soków z kartonów. Zanim cokolwiek zjemy, zastanawiamy się, czy to jest zdrowe. To jedyny plus choroby naszej córki. Wszyscy czujemy się dużo lepiej – zaznacza pani Dorota.
Ola jest rozsądną dziewczynką, coraz lepiej rozumie, że sama też musi dbać o swoje zdrowie. Jej mama wkrótce podejmie pracę. Dobrze się składa, że może liczyć na pomoc męża Marka.
– Dokładnych badań epidemiologicznych cukrzycy typu I w Polsce w zasadzie do tej pory nie prowadzono. Stosunkowo niedawno powstał taki projekt. Prowadzi go łódzki ośrodek diabetologiczny. Przesyłamy tam dane. Jest to dosyć trudne. Chorzy na cukrzycę umykają statystyce, jeśli nie są pod opieką placówek państwowych, a leczą się w gabinetach prywatnych czy spółdzielniach. Stamtąd informacje nie spływają. Mamy dane szacunkowe, które określają liczbę chorych dzieci i nastolatków na 20–22 tys. – mówi dr Maria Lipka.