Co ma wspólnego Smuda z Tuskiem
Często powtarzam, że ostatnim naszym wynalazkiem była w XIX w. lampa naftowa. Choć podobno to wynalazek galicyjski
Franciszek Smuda został trenerem Jahn Regensburg. Sama wiadomość nie byłaby istotna w ogóle, gdyby nie jedno, nadzwyczaj proste skojarzenie. Oto selekcjoner reprezentacji Polski obejmuje najgorszy zespół drugiej ligi niemieckiej. Najgorszy, drugiej ligi. I jest z tego powodu szczęśliwy, bo – jak mówi – nie umrze z głodu, nawet jeśli się utrzyma na posadzie tylko do lata. Smuda jest symbolem polskich elit przełomu wieków.
Donald Tusk, selekcjoner reprezentacji polityków, ma takie same szanse na karierę. Gdzieś w najgorszej firmie za Odrą. On marzy rzecz jasna o przewodzeniu Europie, jak Kwaśniewski marzył o przewodzeniu NATO, Wałęsa – przewodzeniu Ameryce, a Smuda – wygraniu mistrzostw Europy. Ale realia są takie, że dostał ochłap w drugiej lidze. I na taki sam ochłap liczyć mogą, dokładnie taki sam, jak nie gorszy, polscy politycy.
Właściwie to jakie mają kwalifikacje, żeby przewodzić innym narodom? Na przykład Bronisław Komorowski, człowiek cieszący się ponoć największym zaufaniem w Polsce, zaprezentował gościowi z Francji, panu Hollande, też prezydentowi, tankietkę z I wojny światowej. Rzecz jasna tankietkę produkcji zagranicznej... Przypomnę, jakby kogoś osłabiło zimowe słońce, I wojna światowa zaczęła się jakieś sto lat temu. Od tego czasu Francja stworzyła energetykę jądrową, naprodukowała samochodów i odrzutowców, stworzyła modę, muzykę, kino oraz na przykład niezłe żarcie. Myśmy w tym samym czasie stworzyli poloneza i Bronisława Komorowskiego.
Mając najżyźniejsze ziemie i setki wyższych szkół oraz przemysł, nie wymyśliliśmy nic. Często powtarzam, że ostatni polski wynalazek, to... lampa naftowa Ignacego Łukasiewicza z XIX stulecia. I jak to tak powtarzam, to raz się odezwał jakiś pan, z Moskwy zresztą: „Jaki to polski wynalazek? Galicyjski! Gdyby nie austriackie szkoły, gdyby nie austriackie odwierty nafty na Podkarpaciu, gówno by ten Łukasiewicz wymyślił, żadną lampę!".
I dodał, mądry człowiek, zresztą nieprzypadkowo z GRU: „Jak tak jeżdżę po świecie, to jedyna rzecz oryginalnie polska, której nigdzie indziej nie spotkałem, to... nie zgadnie pan. Miód! Miód pitny! Te dwójniaki i trójniaki!".
No kurde, gorzała powodująca niezwyczajnego kaca oraz zardzewiałe tankietki – oto dorobek naszych pokoleń. Które przecież dostały szansę. Na przykład po II wojnie niemiecki przemysł na Śląsku. Najwyżej rozwinięty w Europie.
Przed tygodniem w „Uważam Rze" był fajny tekst o Bytomiu, gdzie przegoniono „platfusów" i wygrał wybory mój kolega Damian Bartyla. Piszę „mój", bo wysyła życzenia na święta. Zawsze. Ja nawiedziłem go jeszcze przed triumfem (ciekawa sprawa, całą noc jeździłem potem po śląskich klubach, a rano poszedłem na męską pielgrzymkę do Piekar Śląskich, świat polski skomplikowany jest w istocie). Ale do Bytomia wracam – supermiasto, z pięknym rynkiem i kamienicami, zapada się po kilka metrów rocznie i nie trzeba zgadywać, że zniknie niebawem zupełnie, jak Atlantyda. Już moja ciotka wspominała, że Niemcy w Beuthen nie wydobywali węgla spod miasta, zostawiali filary, oparcie... Przyszli Polacy i wyfedrowali wszystko, żeby Gierkowi zameldować, jak co roku, 200 mln ton. Ale było jeszcze gorzej – oni ten węgiel do 1956 r. oddawali za darmo Rosjanom, niby w podzięce za wyzwolenie. Podobno Gomułka to zablokował, ale nieprawda – wywozili dalej, nawet na Śląsk pociągnęli szersze tory, sowieckie – żeby nie trzeba było martwić się przeładunkiem...
Tak właśnie Polska, z marzeń o złocie, spadła na ostatnie miejsce w drugiej lidze. Tusk jak Smuda, (też) niebawem skończy w drugiej lidze niemieckiej. Nie umrze z głodu. Szkoda, że nam to grozi.