Wszystkie wybory Donalda Tuska
Najczęstszy ludzki błąd to nie przewidzieć burzy w piękny czas" – przestrzegał Niccolo Machiavelli.
Dymisjonując Krzysztofa Bondaryka, Donald Tusk przygotowuje się nie tylko na burzę, ale na znacznie poważniejsze klęski żywiołowe, takie jak marsze związkowców, protesty ludzi tracących pracę czy ekstremalnie niebezpieczne sytuacje w postaci wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Tusk w porę dostrzegł, że dotychczasowy szef ABW zbudował swoje imperium przede wszystkim z myślą o własnej pozycji i bezpieczeństwie. Nie był w stanie zapobiec takim wpadkom medialnym jak ujawnienie pracy jego syna dla oszusta, który wyłudził od kilkunastu tysięcy ludzi 700 mln zł. Wcześniej pozwolił, aby afera hazardowa omal nie zmiotła rządu Platformy Obywatelskiej. Prawidłowość była jedna: im więcej władzy żądał i zdobywał dla siebie Bondaryk, tym więcej kosztowały popełniane przez niego błędy. Donald Tusk może nie chcieć być premierem trzecią kadencję (aczkolwiek nie można wykluczyć, że da się uprosić błaganiom narodu). Na pewno jednak nie chce, aby jego zmiennikiem na tej funkcji był Jarosław Kaczyński. Na początku swojej drugiej kadencji Tusk wybrał Jacka Cichockiego na „szefa wszystkich szefów" tajnych służb. Polecił mu obsadzić kluczowe resorty siłowe zaufanymi ludźmi, którzy bez wahania wykonają każde jego polecenie. Dociekanie dziś, który konkretnie błąd stał się powodem dymisji Bondaryka, jest bezcelowe. Tak naprawdę Bondaryk musiał odejść, bo Tusk mu nie ufał. Obecnie zbiera on swoją drużynę marzeń (lub – co bardziej trafne – koszmaru), która ma zapewnić Platformie wygranie kolejnych wyborów. Pierwsze do europarlamentu będą już za rok. Tusk – świadomie lub nie – postępuje według rad Machiavellego. Jako jeden z pierwszych zauważył on, że ten, kto ma władzę, nie musi nikogo za nic przepraszać. Tak samo robi Tusk. Odwołanie Bondaryka to kluczowa, ale nie ostatnia zmiana w tzw. resortach siłowych. Wszyscy ludzie, których lojalność, oddanie i kompetencje budzą wątpliwości Tuska, będą musieli w najbliższym czasie odsunąć się od stanowisk (niczym za czasów Gierka, gdy do Warszawy przyjeżdżał pociąg z Katowic). Bo w grze o władzę błędy drogo kosztują. A w czasach kryzysu jeszcze drożej.
Po zwycięstwie w wyborach w 2007 r. Tusk był za słaby, aby wszystkie kluczowe stanowiska obsadzić swoimi ludźmi. Dziś walczy nie tylko o władzę, ale również o swoje bezpieczeństwo. O to, aby kolejną rządzącą ekipą nie była ta, która będzie chciała go postawić przed sądem. Si vis pacem, para bellum – chcesz pokoju, szykuj się na wojnę. Tusk szykuje się na wojnę i robi to profesjonalnie. Od tego, czy równie profesjonalni będą jego adwersarze, zależy wynik tej rozgrywki.