SLD wraca na drogę cnoty?
Od lewego
Piotr Ikonowicz
Pan Gawkowski na łamach „Rzeczpospolitej" ogłosił, że SLD jest lewicą. Bardzo się ucieszyłem, bo to nowość. Ugrupowanie, które wprowadziło ustawę o najmie lokali umożliwiającą eksmisję na bruk małych dzieci i kalek, które entuzjastycznie wyruszyło z Bushem na podbój świata arabskiego, kryło polskie Guantanamo na Mazurach i głosiło pochwałę podatku liniowego ustami Hausnera i Millera, wróciło wreszcie na drogę cnoty. Ta na nowo uzyskana cnota zapewniła sekretarzowi Sojuszu tak dobre samopoczucie, że gotów jest stać się wręcz arbitrem w sprawach lewicowości.
Ale i tak się cieszę. Każda nawrócona dusza grzeszna musi cieszyć dobrego pasterza. A gdyby jeszcze nie tak dawno SLD nie przebierał nogami, żeby wejść z Tuskiem do koalicji rządowej bez stawiania warunków, cieszyłbym się bardziej.
Dwie partie żądają dziś sprawiedliwszego rozłożenia daniny publicznej, podwyższenia podatków bogatym i ulżenia losowi biednych: PiS i SLD. Problem w tym, że obie już rządziły i obie nie tylko nie skorzystały z okazji, by swe dziś głoszone cele wprowadzić w życie, ale wręcz przeciwnie. Prawdziwa twarz tych „rzeczników ludu" to twarz Zyty Gilowskiej likwidującej trzeci próg podatkowy i ulubieńca biznesu Jerzego Hausnera. Oczywiście jedni i drudzy mogą mnie przekonać, że tym razem to naprawdę. Wystarczy, że obejmą władzę i coś z tego, co dziś głoszą, zrealizują.
Pan Gawkowski zaprosił do współpracy ruch lokatorski. Tak krytykowany przez niego Janusz Palikot już z nim współpracuje. To posłowie od Palikota siadają z nami na schodach i blokują eksmisje, zgłaszają proponowane przez ruch lokatorski ustawy, jak ta pogrzebana w Sejmie „ostatnia koszula" wykluczająca zlicytowanie jedynego mieszkania lokatora. Wkrótce Ruch Palikota zgłosi przygotowaną przez Kancelarię Sprawiedliwości Społecznej nowelizację ustawy, która ma uniemożliwić eksmisję na bruk. I choć nie uważam za lewicę ani RP, ani SLD, liczę na głosy jednych i drugich. I nie wymaga to nawet specjalnej lewicowości, wystarczy przyzwoitość.
Do prawego
Janusz Korwin-Mikke
W polszczyźnie – jak w każdym języku – „prawy" kojarzy się z „uczciwy", „prawidłowy", „prawdziwy", a „lewy" z lewizną, dwiema lewymi rękami i robieniem „na lewo". Jak jednak słusznie zauważył wybitny teoretyk socjalizmu i praktyk demokracji tow. dr Joseph Goebbels, wystarczy kłamstwo powtórzyć tysiąc razy, a staje się ono (w demokracji – przypominam!) prawdą. I ponieważ to, że lewica to coś dobrego, a prawica to zło wcielone, powtarzają w TV 50 razy dziennie, ludzie zamiast polszczyzny używają nowomowy, w której znaczenia słów są odwrotne niż w języku naszych ojców.
A nasi dziadowie na słowo „demokracja" reagowali pukaniem się w czoło i słowami: „Z przodu łata, z tyłu łata – idzie sobie demokrata!".
Dzisiejsi socjaldemokraci dzielą się na dwie grupy. Pierwsza to cwaniacy świetnie wiedzący, że hasła socjalistyczne to bzdura. Nikt przecież nie podejrzewa, że Józef Oleksy czy Leszek Miller naprawdę chcą, by panowała równość, a dochody zależały od pracy! Nie – to są cyniczni oszuści wiedzący, że większość tzw. elektoratu to idioci i ich głosy kupuje się, głosząc takie bzdury. Drugi rodzaj socjalistów to tacy, którzy – nie wskazując palcem – naprawdę w te bzdury wierzą. Półgłówki przymierający głodem, bo człowiek, który naprawdę wierzy w takie bzdury, w każdym ustroju będzie przymierał głodem, o ile nie ma muskulatury i zacięcia tragarza.
Innych socjalistów – powtarzam niezmordowanie – niż oszuści lub idioci nie ma, nie było i być nie może. Ci oszuści mówią między sobą, że socjalizm (zwany dziś „państwem opiekuńczym") trzeba stworzyć, bo inaczej 90 proc. ludzi by wymarło. Głupi w normalnym świecie nie przeżyje. A skąd wiemy, że jest głupi? Stąd, że głosuje na socjalistów, domaga się zasiłków socjalnych, sprawiedliwości społecznej, praw socjalnych itp.