Gambit Tuska
Szef MSW Jacek Cichocki gwarantuje premierowi to, czego nie mógł zapewnić Krzysztof Bondaryk: trzecią kadencję
Nominacja Jacka Cichockiego (17 grudnia skończył 41 lat) na szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych była największą niespodzianką drugiego rządu Donalda Tuska. Kilka dni po powołaniu tego gabinetu premier wydał specjalne rozporządzenie, w którym powierzył Cichockiemu nadzór i koordynację wszystkich tajnych służb wojskowych i cywilnych (Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencji Wywiadu, Służby Kontrwywiadu Wojskowego, Służby Wywiadu Wojskowego, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Centralnego Biura Śledczego). Ten ostro zabrał się do pracy. 3 stycznia 2012 r. ze stanowiskiem wiceministra MSW odpowiedzialnego za policję pożegnał się Adam Rapacki, kilka dni po nim pracę stracił komendant główny policji Andrzej Matejuk. Kolejne zmiany były kwestią czasu. Cichocki udzielił bowiem wywiadów, w których zapowiedział podporządkowanie sobie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kolejny etap operacji, którą Cichocki rozpoczął w styczniu ubiegłego roku, ziścił się równo w rocznicę dymisji Rapackiego, gdy z funkcji szefa ABW „zrezygnował" Krzysztof Bondaryk. Oficjalnym powodem złożenia przez niego rezygnacji był brak zgody na reformę ABW, która ma ograniczyć kompetencję tej służby do działań antyterrorystycznych i kontrwywiadowczych.
W ten sposób na rok przed rozpoczęciem sezonu wyborczego Donald Tusk przekazuje kierownictwo służb zaufanym ludziom. Jak dowiedziało się „Uważam Rze", ze stanowiskiem w najbliższym czasie pożegna się szef BOR, gen. Marian Janicki. Kolejnym „celem" Cichockiego będzie odzyskanie Agencji Wywiadu, której szefem jest gen. Maciej Hunia, robiący karierę zarówno w okresie rządów AWS, jak i lewicy, mający opinię „obrotowego" człowieka o szerokich kontaktach politycznych. Tacy ludzie uważani są przez Donalda Tuska za szczególnie niebezpiecznych w trudnych czasach, które mogą nadejść w najbliższych latach. Na trudne czasy Tusk chce mieć ludzi, którzy nie będą mieli wątpliwości i nie będą się zastanawiać, czy wykonanie jego poleceń jest korzystne dla ich kariery. – Szefem policji politycznej, a taką funkcję pełni obecnie ABW, musi być zaufana osoba premiera – komentuje jeden z byłych wpływowych polityków PO.
Bondaryk się broni
Wykonanie egzekucji na Krzysztofie Bondaryku zajęło Cichockiemu rok. W tym czasie Bondaryk robił, co mógł, aby ocalić skórę. Starał się urobić opinię publiczną, pokazując, jak skutecznie chroni obywateli przed zagrożeniem terrorystycznym. Na początku czerwca, tuż przed rozpoczęciem Euro 2012, ABW ogłosiła wielki sukces, bo zatrzymała 21-latka, który został przedstawiony jako groźny islamski terrorysta. Kilka dni temu jego sprawę umorzono, bo ów groźny terrorysta – zdaniem biegłych – okazał się niegroźnym wariatem.
Równie dęta okazała się sprawa głośnego zatrzymania w listopadzie Brunona K., rzekomego „polskiego Breivika". Doktor Brunon K. miał podobno planować atak terrorystyczny na Sejm, prezydenta oraz Monikę Olejnik. Krakowska prokuratura na specjalnie zwołanej multimedialnej konferencji prasowej rozpływała się z zachwytu nad skutecznością ABW. Po kilku dniach jednak wersja prezentowana w mediach zaczęła mieć coraz więcej dziur. Filmy przedstawiane jako zdjęcia z próbnych detonacji materiałów wybuchowych zostały zrobione całe dziesięć lat temu. Założona zaś przez Brunona K. „siatka terrorystyczna" składała się wyłącznie... z delegowanych do sprawy oficerów ABW. Sprawa była tak grubymi nićmi szyta, że nawet prorządowe media musiały zauważyć niezręczność sytuacji. Kontrolowane przecieki do mediów, na siłę dowodzące tezy o ogromie zagrożenia, jakie stwarzał rzekomo Brunon K., pokazały, że Bondaryk starał się za wszelką cenę stworzyć wrażenie skuteczności i niezbędności istnienia ABW w obecnym kształcie i pod obecnym kierownictwem.
W tajnej służbie
Po przyjęciu dymisji Tusk powiedział, że nie ma zastrzeżeń do pracy generała. Co więcej, jego kadencję określił jako „wzorową". Trudno oprzeć się wrażeniu, że była to ironia, z której słynie szef rządu, znany z tego, że wychwala publicznie osoby, które sam spycha w polityczny niebyt. – Przez prawie sześć lat Krzysztof Bondaryk realizował politykę, która miała przekształcić ABW w amerykańskie FBI. Premier tych koncepcji nie podzielał – komentował dymisję poseł PO Marek Biernacki. Potwierdził, że według jego wiedzy sprawa Brunona K., a wcześniej bierność ABW w sprawie Amber Gold (dopuszczenie do rozwoju parabanku i niezapobieżenie zamieszaniu w aferę syna premiera, który podjął pracę dla oszusta), przesądziły o tym, że Donald Tusk ostatecznie utracił zaufanie do Bondaryka.