Życie w cieniu legendy
Niełatwo przekonać dzieci znanych artystów do zwierzeń na temat swoich rodziców. Gwiazdy sceny i ekranu nie zawsze potrafiły stworzyć dom z prawdziwego zdarzenia
Kiedy dowiedziałem się, że książka „Być dzieckiem legendy" wreszcie się ukazała, ogarnęły mnie wątpliwości, czy... dobrze się stało. Autorkę poznałem przed dwoma laty. Dziennikarski zamysł, by oczami dzieci przedstawić ich słynnych rodziców, uwodził atrakcyjnością i łatwością realizacji. A jednak książka, nad którą pani Małgorzata pracowała od wielu lat, wydawała się zadaniem ponad siły. Nie tylko dlatego, że dzieci gwiazd dorosły i rozjechały się po świecie, a córki zmieniły nazwiska. Nie wszyscy spośród „odnalezionych" chcieli o swym nie zawsze szczęśliwym dzieciństwie opowiadać. I tak dokonała się selekcja postaci, o których dzisiaj czytamy.
Czy jednak nie otworzono puszki Pandory? Czy i dziś osoby, z którymi spotkała się autorka, trzymając w rękach ten pięknie wydany i zilustrowany mnóstwem wydłubanych z szuflad fotografii zbiór intymnych opowieści, znów zgodziliby się na rozmowę? Tego nie wiem. Tak jak nikt już się nie dowie, co powiedzieliby na to niektórzy z głównych bohaterów. Wszyscy (no dobrze, niech będzie, że prawie wszyscy) bywamy grzesznikami, ale czy chcemy, by o tym wiedziano? No i to widmo autocenzury! Może w tym przypadku zbawienne...
Znani, lubiani i ich dzieci
Tytuł publikacji zdaje się sugerować, że głównymi bohaterami książki są dzieci znanych i lubianych polskich artystów. A tak naprawdę jest... odwrotnie! To przede wszystkim książka o ich sławnych rodzicach, bo czy jej potencjalni czytelnicy byliby autentycznie zainteresowani losami właściciela apteki, biznesmena z branży gastronomicznej czy tłumacza? Wątpliwe. Choć, z drugiej strony, niektóre opowieści są niezwykle barwne. Jak choćby ta, że jedna z córek znanego piosenkarza od wielu lat jest kierowcą tira. I na dodatek kocha to, co robi.
Bohaterami pierwszej części książki (część druga zapowiadana jest już na wiosnę tego roku) są zatem „znani i lubiani": Kazimierz Brusikiewicz, Janusz Bukowski, Jacek Chmielnik, Grzegorz Ciechowski, Krzysztof Klenczon, Marian Łącz, Ada Rusowicz, Ewa Sałacka, Katarzyna Sobczyk, Aleksandra Śląska, Daria Trafankowska, Roman Wilhelmi i Andrzej Zaucha. Odpowiedzi na pytanie: „Jak to jest być dzieckiem legendy?" jest tu tyle, ile przedstawionych historii. Znajdziemy również potwierdzenie tego, jak trudno „legendom" było być dobrym rodzicem i stworzyć dzieciom prawdziwy dom. Na szczęście niektórym się udało.
Legendą rzadko staje się za życia. Stąd wszystkich bohaterów opowieści łączy smutny fakt, iż nie ma już ich wśród nas, a większość rozdziałów kończy się w podobny sposób: „Tata odszedł, kiedy zaczynaliśmy się przyjaźnić" (Agnieszka Zaucha), „Chętnie wracam do Polski i kiedy widzę te wszystkie dowody miłości do niego – wiem, że nie umarł..." (Karolina Klenczon), „Jestem pewien, że tata, który zawsze czuwał nad losami rodziny, teraz siedzi sobie wygodnie pod jakąś starą lipą i ma na wszystko oko..." (Igor Chmielnik). Tak, książka kipi emocjami. Także emocjami autorki, bo wiele spośród przedstawionych tu osób znała (zna) od lat.
Na scenie w korkach
Ale dość już dziennikarskich rozterek (tych moich) i smutków (tych z książki). Sądzę, że pozycja ta znajdzie swoich czytelników (czytelniczki?), bo wiele tu pięknych historii, pikantnych ploteczek i zabawnych anegdot. Ot, choćby takich jak opowieść Laury Łącz o tym, jak jej tata porzucił swą pierwszą miłość – piłkę nożną. Nie była to łatwa decyzja, bo Marian Łącz był nie lada piłkarzem! Przez wiele lat grał w warszawskiej Polonii, a w latach 1949–1950 trzykrotnie wystąpił w pierwszej reprezentacji Polski. „Dobrze zapamiętał i często wspominał dzień, w którym zdecydował o rozstaniu z miłością pierwszej połowy swojego życia – piłką. Była niedziela. Prosto z boiska, jeszcze w piłkarskim kostiumie, zziajany, jechał taksówką do teatru. Coś się tam w taksówce zepsuło, więc zamiast pięć minut przed ostatnim dzwonkiem, był pięć minut po dzwonku.