Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Robert Wieckiewicz w filmie Agnieszki Holland ?W ciemnosci? gra Leopolda Soche ? drobnego zlodziejaszka ze Lwowa, ktory pomaga ukrywajacym sie w kanalach Zydom

Biczownicy Holocaustu

Rafał Kotomski

Polacy z Niemcami walczyli właściwie przy okazji, w przerwach między denuncjowaniem, rabowaniem i mordowaniem Żydów – przekonuje nas autor kolejnej książki o zbrodniach Polaków na Żydach podczas II wojny światowej

Świadectwa lokalne, wnioski globalne

Nazbyt histeryczne i głupie reakcje niektórych prawicowych środowisk na tego rodzaju publikacje mogą wyrządzić tylko szkodę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien dziś kwestionować faktu, że w czasie wojny Polacy dopuszczali się haniebnych zbrodni na współobywatelach pochodzenia żydowskiego. Najlepiej byłoby opuścić kurtynę wstydu i milczenia na wypowiedzi ludzi pokroju Leszka Bubla, kolportowane kilka miesięcy temu w Sejmie „listy Żydów" czy chamskie, jawnie antysemickie wpisy na Twitterze pewnej prawicowej dziennikarki, która zrobiła sobie zdjęcie z menorą. Nic śmiesznego nie ma w przynoszących hańbę ich autorom napisach w rodzaju „byli łatwopalni" na pomniku w Jedwabnem, gdzie w męczarniach zginęło kilkuset mieszkańców miasteczka. Im więcej zdarza się podobnych wybryków, tym częściej na ekranach kin oglądać będziemy takie filmy jak „Pokłosie". Wystarczy spojrzeć w dyszące nienawiścią twarze wieśniaków u Pasikowskiego, by zrozumieć, co jest paliwem dla twórców takich dzieł. Z pewnością nie tylko cyniczna gra na zdobycie dofinansowania od państwa i nagród zachodnioeuropejskich festiwali filmowych.

Od kilkudziesięciu lat trwają wysiłki na rzecz wtłoczenia do mózgów zachodniej publiki „polskich obozów śmierci" (za pieniądze niemieckiego wywiadu) i cierpliwe malowany jest wizerunek polskiego antysemity, gorszego od swego niemieckiego odpowiednika. Historyk prof. Bogdan Musiał pisał po niemiecku doktorat na temat Holocaustu. To dziś jedna z prac uznanych przez środowiska żydowskie za klasyczne. Zdaniem Musiała już we wczesnych latach 50. Niemcy płacili organizacjom żydowskim za fałszowanie historii i wybielanie własnej roli w Holocauście. Fakty przeinaczano, posługując się świadkami zbrodni, którzy swoje relacje składali pod wpływem wciąż silnej traumy. Zdarzało się więc, że swoich nieżydowskich sąsiadów oskarżali o wszelkie możliwe zbrodnie. Również te, których tamci nigdy nie popełnili. Dr Samuel Gringauz, sam będący ofiarą Holocaustu, mówił o „hiperhistorycznym kompleksie" ocalonych. Twierdził, że uczestnictwo w wielkiej historii postrzegali poprzez doświadczenia osobiste i lokalne wydarzenia. Tak powstawały relacje, których pięć lat po wojnie Gringauz nie zawahał się nazwać „grafomańską przesadą", „stronniczymi atakami", „niesprawdzonymi plotkami". Niestety, to punkt widzenia, którego próżno szukać u Zgliczyńskiego. Podobnie jak ostrzeżenia amerykańskiego historyka Istvana Deaka, by bezkrytycznie nie dawać wiary każdej relacji ocalonego z Holocaustu. Książka „Jak Polacy..." hołduje zgoła innemu wezwaniu, traktując każde słowo ofiar całkowicie bezkrytycznie.

Plaga „przeoczeń"

Na liczne wątpliwości wskazują sami historycy, choćby przyglądając się pracy Grossa o zagładzie w Jedwabnem. Nie chodzi wcale o warsztat, którego brak niehistorykowi trudno w końcu wypominać. Ale autor „Sąsiadów" bez cienia wątpliwości zaufał zeznaniom składanym przed stalinowskim sądem w 1949 r. i podczas śledztwa prowadzonego przez UB. Na temat metod, jakimi posługiwali się ubecy, napisano całe tomy. Zgliczyński apeluje za Grossem o nową historiografię dotyczącą Holocaustu na ziemiach polskich. Czyżby jednak chodziło o bezkrytyczne traktowanie źródeł? Jak w przypadku relacji jedwabieńskich Żydów, Eliasza Grzędowskiego czy Całki Migdała, których Gross przedstawia jako świadków zbrodni, a których w tym czasie w Jedwabnem w ogóle nie było. Albo Czesława Laudańskiego, uznanego w książce za jednego z oprawców mordujących Żydów, który po wyjściu z więzienia był ledwo żywy i leżał chory w domu. Dopiero groźba procesu cywilnego ze strony najbliższych Laudańskiego zmusiła Grossa do odwołania oskarżeń. Całą sprawę uznał za „przeoczenie". Prof. Bogdan Musiał wskazuje, że podczas śledztwa UB dotyczącego zbrodni w Jedwabnem ludzie byli bici i zmuszani do zeznań. Zdarzało się, że ze strachu obciążali tych, którzy w pogromie nie brali udziału. To w żadnym razie nie usprawiedliwia zabójców. Ale warto o tym pamiętać. I o tym, że podana przez Grossa liczba 1600 ofiar była kilka razy mniejsza, a podczas ekshumacji prowadzonej przez IPN wśród szczątków pomordowanych znaleziono łuski z niemieckiej broni palnej.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Hubert Kozieł

Czy Podesta zadławi się pizzą?

• SPISKOWA TEORIA WSZYSTKIEGO • Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych były wielkim zwycięstwem zwolenników spiskowej teorii dziejów. Potwierdziły bowiem wiele ich tez

Wojciech Romański

W smoczym kręgu