Zbrodnia i kara
Brutalnych morderców trzeba eliminować. Dla naszego bezpieczeństwa i prawidłowego funkcjonowania państwa
III RP ratyfikowała traktat lizboński, jednak nie podpisała Karty praw podstawowych. Ale gdyby nawet podpisała, to zawsze z każdej konwencji można się wycofać.
Warto przy okazji zauważyć, że w USA każdy stan ma prawo karę śmierci wprowadzić, ale także ją znieść. Okazuje się jednak, że w zamyśle federastów eurostany mają mieć mniejszą autonomię niż amerostany!
Humanitarny szwadron śmierci
Rzekome zniesienie kary śmierci zostało przeprowadzone w typowy dla masonerii sposób. 20 lat temu jako poseł zostałem zaalarmowany przez urzędników Ministerstwa Sprawiedliwości, że legalne wyroki śmierci, opatrzone „klauzulą natychmiastowej wykonalności", nie są wykonywane. Zgłosiłem w tej sprawie interpelację i otrzymałem z ust ministra odpowiedź, że obowiązuje nieformalne moratorium na wykonywanie wyroków śmierci! Rozumiecie państwo? Żyjemy w kraju, w którym może „obowiązywać" coś, co nigdy nie zostało przez nikogo legalnie uchwalone! W PRL też czytałem wcale grubą książeczkę pt. „Zbiór aktów prawnych obowiązujących mimo nie opublikowania ich w Dzienniku Ustaw".
Jeśli w praworządnym kraju grupa wysokich urzędników państwowych zmawia się, by nie wykonywać legalnych wyroków, to powinni pójść do więzienia za spisek wymierzony w porządek prawny, czyli w podstawę państwa prawa. Im wyżsi urzędnicy – tym groźniejszy spisek. W Polsce wysokim urzędnikom wolno kpić sobie z prawa. I nic. Nawet dziś nie możemy poznać nazwisk autorów tego „nieformalnego moratorium".
A seryjni mordercy, uratowani wskutek tego moratorium spod stryczka, obecnie wychodzą na wolność. I znów proponuje się łamanie prawa poprzez ograniczanie ich wolności mimo odbytej kary. Gdyby wtedy ich słusznie i sprawiedliwie powieszono – dziś nie byłoby problemu. Ale kto (poza prawicą) myśli w demokracji o tym, co będzie za 20 lat?
Niektórzy jednak myślą. Na ekrany wszedł właśnie film „Sęp" pokazujący grupkę byłych oficerów służb specjalnych, którzy porywają zwyrodniałych morderców. By robić to z pożytkiem i mieć jakieś pieniądze na działalność, hodują ich, aż znajdzie się osoba potrzebująca organu do przeszczepu. Wtedy ich patroszą. Czyli stosują metodę chińską. Tylko tam dokonuje tego państwo, a w filmie prywatna inicjatywa. Główny bohater – policjant, który to wykrywa – nie mogąc się zdecydować, czy poprzeć tę działalność, czy ją ujawnić, popełnia samobójstwo.
Jestem przekonany, że większość widzów tego nieco naiwnego, ale świetnie zrobionego filmu popiera działanie tego „humanitarnego szwadronu śmierci". Jeśli państwo nie spełnia swego podstawowego obowiązku, jakim jest odsunięcie od mieszkańców kraju groźby zetknięcia się z mordercą, to prywatna inicjatywa musi je wyręczyć. I proszę mi nie mówić, że „przecież oni nigdy nie wyjdą na wolność". Właśnie wychodzą.
A gdyby nawet byli na absolutnym dożywociu, to przecież istnieje możliwość ucieczki, amnestii, ewentualnie kumple mogą porwać zakładników, grożąc, że ich zabiją, jeśli skazaniec nie będzie wypuszczony.
Powiesić, a potem wybaczyć
Kiedyś dyskutowałem z jakimś naiwniakiem z Amnesty International. Sala nabita, 800 osób. Zacząłem: „Wreszcie spotkałem kogoś, kto uważa, że hitlerowskich zbrodniarzy w Norymberdze niesłusznie powieszono!". „Ależ skąd! Powieszono ich słusznie!" – gwałtownie zaprotestował. „To pan też jest zwolennikiem kary śmierci – powiedziałem, udając rozczarowanie – mamy tylko dyskutować nad tym, w stosunku do kogo wolno ją wykonywać". Facet powiedział, że w gruncie rzeczy absolutne dożywocie, bez możliwości wyjścia, jest karą gorszą niż śmierć. Na co – ku radości sali – odparłem, że jestem człowiekiem łagodnym i nie chcę nikogo skazywać na nic gorszego niż śmierć. Kara śmierci zupełnie mi wystarcza.
Kiedyś jakieś radio chrześcijańskie pytało mnie, czy nie uważam, że mordercy należy wybaczyć. Odparłem, że oczywiście tak! Należy go powiesić – i wybaczyć. W tej właśnie kolejności. Ja bowiem jestem za ochroną życia człowieka od chwili poczęcia do naturalnej śmieci, z tym że dla mordercy naturalna jest śmierć na szubienicy. Każdy katolik wie, że morderca po skazaniu może się wyspowiadać, wzbudzić w sobie żal za grzechy, otrzymać rozgrzeszenie. A jeśli nie zostanie skazany na śmierć, to może za rok umrzeć nieoczekiwanie w więzieniu, np. zabity przez współwięźnia lub na zawał. I wędruje do piekła. Dlatego kara śmierci jest wymierzana dla dobra mordercy!