
Zbrodnia przez kalkę
Co kino podpowiada bandytom?
Od dziś jesteśmy tacy wyzuci i okrutni? A gdzie tam! Że się pragniemy – jako ludzie – zwyczajnie na rzeź napatrzeć, to oczywiste. Tysiące Rzymian zasiadały w Koloseum, by obejrzeć wypruwanie flaków. Tłumy, które gromadziły się przed stosem Jana Husa czy Joanny d'Arc, podobnie łaknęły widoku śmierci. A co powiedzieć o publicznym rozrywaniu końmi, łamaniu kołem czy wieszaniu? Może przypomnieć scenę otwarcia z „Chaty wuja Toma"?
Dzisiaj dla tego podglądactwa mamy tylko inne narzędzia. Niebezpieczniejsze, bo mieszają fikcję z rzeczywistością. Mnóstwo gier komputerowych polega na tym, by zabić możliwie najwięcej i najbardziej krwawo. W dodatku tutaj za zabicie człowieka dostaje się punkty, przechodzi się w nagrodę na wyższy poziom. Jeszcze na stadionie mamy do czynienia z euforią w tłumie.
Ale kiedy taki nastolatek odpala grę w swoim cichym pokoiku i na ekranie wyrzyna wrogów, staje się po prostu zdeklarowanym sadystą, rzeźnikiem. Raz po raz takiemu nieco słabszemu psychicznie graczowi świat komputerowy pomyli się z realem. A wtedy wyciąga kałacha i idzie robić porządek w swojej szkole czy na sali kinowej... Jak w zeszłym roku w Stanach.
Duch plemienny zwycięża. Co z tego, że kiedy zespół U2 koncertował w Sarajewie w 1988 r., słuchali go zgodnie Bośniacy, Chorwaci, Serbowie, skoro oni niebawem wrócili do domów i tam im przypomniano, że członka innego plemienia należy wdeptać w glebę. W dodatku telewizja i Internet podawały, że „nasi" to ludzie pokrzywdzeni, jeżeli więc wyrzynają wrogów, to czynią to w samoobronie. Kiedy przesadzali z okrucieństwem, mówiło się: cóż taka jest wojna. A wrogowie? Toż to dzicz, oprawcy. Ich zabić to mało. Gdy na frontach bałkańskich ucichły strzały, nienawiść przeniosła się do sieci – tam dalej byli Jugosłowianie zabijają się nawzajem: z konieczności tylko słowem.
To proste: można bezkarnie bluzgnąć na przeciwnika, bo ja sam jestem schowany za jakimś nieznaczącym pseudonimem. Mogę bezkarnie robić to, za co w realnym świecie poszedłbym siedzieć. W internecie zresztą zabić łatwiej – mózg przeciwnika nie ochlapie nam munduru, tu się tylko naciska klawisze. Więc – enter.
I już nie żyjesz.