Nike warszawska
W wieku 87 lat odeszła Jadwiga Kaczyńska, matka Lecha i Jarosława Kaczyńskich
Panią Jadwigę poloniści, jak ja, poznawali w latach 70. XX wieku w miejscu dla Warszawy szczególnym – bibliotece Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk. W podziemiach Pałacu Staszica przy Nowym Świecie. Tylko w trzech miejscach stolicy można było wówczas w miarę swobodnie korzystać z różnych prohibitów – Miłosza, Gombrowicza, Herlinga-Grudzińskiego i zaczytanych egzemplarzy paryskiej „Kultury". W piwnicy tego pałacu był kawałeczek wolnego świata. Choć wtedy nie miałem oczywiście pojęcia, że pani Jadwiga jest mamą braci. Jedno mnie łączyło z nią na pewno – moim marzeniem była praca w bibliotece. Kiedy po studiach trafiłem do Biblioteki Narodowej, byłem przekonany, że złapałem Pana Boga za nogi. A tam, dzięki Eugeniuszowi Klocowi, z którym dzieliłem biurko, redaktorowi KOR-owskiego „Biuletyny informacyjnego", dowiedziałem się o istnieniu Jarosława Kaczyńskiego pracującego w Biurze Interwencji KOR, którym kierowali Zosia i Zbyszek Romaszewscy. O Leszku dowiedziałem się dopiero dwa lata później, a o tym, że ich mamą jest właśnie pani Jadwiga, chyba dopiero w czasie wspólnej pracy z Jarkiem w „Tygodniku Solidarność". Historie zataczają koła większe i malutkie, jak odpryski na wodzie. A na koniec, głównie dzięki późniejszym rozmowom z Leszkiem w warszawskim ratuszu i w Pałacu Prezydenckim, mogłem poznać ich rodzinne tradycje.
Wyjątkowa rodzina
Wielka genealogia rodzinna. Pani Jadwiga mówiła o tym bez żadnej egzaltacji, jakby to było oczywiste. „Mój pradziad walczył w powstaniu styczniowym, prapradziad w listopadowym. Były też w dziejach naszej rodziny strajki szkolne w 1905 r. Na wojnie z bolszewikami w 1920 r. zginęli mój wuj ze strony matki i stryj – brat mojego ojca. Pierwszy, Rusław Szydłowski, był harcerzem. Poszedł na wojnę razem ze starszymi braćmi i kolegami z gimnazjum. Zginął, mając zaledwie 16 lat. Stryj, rotmistrz Edward Jasiewicz, poległ w wieku 25 lat. Mój przyrodni brat, Jan
Fyuth, został zamordowany w sowieckim łagrze za próbę przedostania się na Zachód do polskiego wojska"[„Moja prawdziwa historia"]. Wreszcie konspiracja w Szarych Szeregach i w Armii Krajowej, powstanie warszawskie... Historia wydaje się w tej relacji oczywista, kolejne pokolenia wypełniają swój obowiązek, a każde następne po prostu czyni to samo. Ale to złudna zwyczajność i fałszywa prostota.
Straty polskiej inteligencji w latach 1939–1945 i później, w terrorze stalinowskim, aż do 1956 r., kiedy ostatnia duża fala więźniów powraca z Uralu i Syberii, były niewyobrażalne. W niektórych grupach zawodowych sięgały 70 proc. i Leszek wielokrotnie powtarzał, że to także było ludobójstwo – z rozmysłem i zbrodniczą precyzją realizowany przez Niemców i Sowietów program eksterminacji polskich elit.
Po wojnie takich domów, jaki stworzyli pani Jadwiga z mężem, było niewiele. A trzeba przypomnieć, że ojcem chrzestnym Leszka był mąż Ireny, starszej siostry pani Jadwigi, Stanisław Miedza-Tomaszewski, postać niezwykła.
I te dwa domy, na Żoliborzu i na Saskiej Kępie, tworzyły pewną całość, a Janek, syn Miedzy, często nazywany był trzecim bliźniakiem. Wychowywali się razem, choć bywają bardzo różni.
Miedza-Tomaszewski konspirował totalnie, pracował w Departamencie Informacji Państwa Podziemnego ; był jednym z głównych bohaterów „Akcji N", specjalnej agendy podziemnej, która udawała niemiecką konspirację antyhitlerowską, chyba najbardziej bezwzględnie ściganą przez gestapo. Osadzony na Pawiaku zostaje wykradziony w brawurowej akcji, specjalnie zarażony tyfusem „Umiera, aby żyć", jak głosi tytuł filmu fabularnego z 1984 r. To on był autorem winiety „Biuletynu Informacyjnego", głównego organu Armii Krajowej, tygodnika o największych nakładach w całej ówczesnej podziemnej Europie. Zawsze w opozycji do komuny wraca do wspomagania konspiracji solidarnościowej w latach 80. Otóż takie domy w czasach PRL to towar arcyrzadki, wyjątkowy, jak ocalałe z narodowej pożogi wyspy życia, które nie poddają się zniewoleniu. Rarytas. Mam nadzieję, że ktoś wreszcie zbierze w jakimś tomie dzieje tych nielicznych rodów, które wbrew wszystkiemu nigdy nie pozwoliły na zerwanie narodowej ciągłości. Bo przecież jest też wątek ojca pani Jadwigi, pepeesowca, jednego z tych, którzy budowali szklane domy Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. I babcia braci, Stefania, gorąca admiratorka Piłsudskiego.