Jak nie stracić auta
Każdego roku w Polsce ginie kilkanaście tysięcy samochodów, w całej Unii Europejskiej około 400 tys. Coraz trudniej zabezpieczyć auto przed złodziejami i rozpoznać składaka z kradzionych części
Pułapka na trasie do Ińska wyglądała z daleka jak kartonowe pudełko po butach. Biała, kwadratowa, pozornie niegroźna, dlatego „wzięłam" ją między koła. Huk był tak donośny, że odruchowo zasłoniłam uszy. Samochód sam zjechał na pobocze. W lusterku zobaczyłam kłęby dymu. Wokół żywej duszy. Chyba byłam w szoku, bo zamiast ocenić stan auta, zostawiłam kluczyki w stacyjce i pognałam w stronę przedmiotu, o który zawadziłam. To nie był karton, ale solidny blok budowlany, który zdewastował niskie podwozie mojego golfa czwórki. Trzej łysi mężczyźni w dresach jakby wyrośli spod ziemi. Zaglądali pod podwozie wyraźnie niezadowoleni. Wykrzykiwali coś do siebie, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Po krótkiej chwili machnęli ręką i odjechali – na szczęście swoim autem, a nie moim. Golf nie nadawał się do jazdy. Miska olejowa była roztrzaskana, cały olej rozlał się na jezdnię.
W Niemczech tuż przy granicy z Polską ginie ostatnio dwa razy więcej aut. Plaga dotarła już do Berlina
– Miała pani sporo szczęścia – usłyszałam od policjanta, który godzinę później spisywał protokół ze zdarzenia. – Volkswageny schodzą jak ciepłe bułeczki, ale tym razem im nie wyszło.
Kilka lat temu, kiedy wydarzyła się ta historia, w Polsce ginęło ok. 50 tys. samochodów rocznie (rekordowy był rok 2000, kiedy łupem złodziei padło 70 tys. aut). Od tamtej pory wiele się zmieniło. Złodzieje nie noszą już dresów i nie golą się na łyso. Niektórzy wyglądają sympatycznie i nawet wzbudzają zaufanie. Rozboje na trasach wylotowych z dużych miast, kiedy brutalnie wyrzucano kierowcę z samochodu i odjeżdżano jego autem, przechodzą do historii. Podobnie jak wyłamanie zamka w drzwiach lub klapie bagażnika. Kradzieży aut jest w Polsce coraz mniej, a skuteczność policjantów specjalizujących się w walce z samochodowymi gangami może być stawiana w Europie za wzór. Za kratki trafia już bowiem co czwarty złodziej, a nie jak parę lat temu – co dziesiąty. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że kradzież samochodu jest zawsze poważną stratą finansową dla jego właściciela. I że dziś coraz trudniej zabezpieczyć auto przed złodziejami, a także uchronić się przed zakupem składaka z kradzionych części.
Za granicą łatwiej niż w Polsce
Z policyjnych statystyk wynika, że najwięcej samochodów ginie na Śląsku, w Wielkopolsce, woj. łódzkim, małopolskim i pomorskim. Najmniej – na Podkarpaciu i Podlasiu. Od lat najbardziej zagrożonym miastem jest Warszawa. To tutaj samochody są najnowsze i najdroższe, a złodziejskie tradycje zakorzenione od kilku pokoleń.
– Optymizm w policyjnych statystykach może wynikać z tego, że złodzieje z Polski uaktywnili się poza granicami kraju – sugeruje pracownik agencji detektywistycznej odzyskującej skradzione pojazdy. – Gangi samochodowe z Lubuskiego, Trójmiasta, spod Warszawy i Krakowa regularnie wyjeżdżają na gościnne występy do Niemiec, Włoch i Wielkiej Brytanii. Podobną aktywność środowisk przestępczych obserwowaliśmy w latach 80., gdy dobrych aut w Polsce było jak na lekarstwo, więc zwożono je z Hamburga czy Berlina, przebijano numery i sprzedawano na konkretne zamówienie. Dziś takie samochody kupujemy nieświadomie, korzystając z Internetu i autokomisów.
– Łatwiej ukraść auto za granicą niż w Polsce, ponieważ w tamtejszych samochodach są zabezpieczenia fabryczne, a te nie stanowią dla złodziei przeszkody, natomiast my zakładamy dodatkowe blokady – mówi oficer operacyjny z pionu do walki z przestępczością samochodową zachodniopomorskiej policji. – Z punktu widzenia złodzieja nasze auta są nieatrakcyjne, chociaż ładnie wyglądają: mają cofnięte liczniki, są łatane z nieoryginalnych części i generalnie zużyte. Zagraniczne samochody, na przykład niemieckie, są zazwyczaj lepiej wyposażone, są bogatszą wersją danego modelu.
W przygranicznych landach, Brandenburgii i Saksonii, ginie ostatnio dwa razy tyle volkswagenów, mercedesów i audi co w poprzednich latach. Złodziejska plaga dotarła do Berlina. Opinia publiczna w Niemczech jest przekonana, że to za sprawą naszych rodaków. „Przesadzają" – komentują doniesienia tamtejszych mediów nasi policjanci (bo przecież kradną nie tylko Polacy), ale przyznają, że to my uchodzimy w Europie za speców w tym fachu. Zła sława ciągnie się za nami od czasów „Nikosia", czyli od ponad trzech dekad. Kiedy jedna z niemieckich firm ubezpieczeniowych przeprowadziła test fabrycznie zabezpieczonego forda Ka, okazało się, że na sforsowanie zamka złodziej z Niemiec potrzebował 15 minut, a Polak uporał się z tym w... minutę.