Nie jestem od zbawiania świata
Ze Szczepanem Twardochem, autorem książki „Morfina”, o kryzysie męskości i literaturze zaangażowanej
Mam takie fatalistyczne przekonanie, że to przejrzenie na oczy nigdy się nie udaje.
W prawdzie o rzeczywistości jest jakiś element boski, a Bogu nie można przecież spojrzeć w twarz, bo oblicze Boga spala. Kiedy człowiek dochodzi do takiego momentu, że odziera się ze złudzeń i staje przed prawdą, to prawda spala, bo to jest tak, jakby zobaczyło się Boga. Kostek sam się zabija, sam poniekąd wkłada swojemu przyjacielowi w rękę broń, ponosząc karę za swoje grzechy. I nic dziwnego, że taki los go spotyka – sypianie z żoną przyjaciela zwykle nie kończy się zbyt dobrze.
Kostek ma ojca, który wydaje się ucieleśnieniem męskości: waleczny żołnierz. Ale ty, jakby podtrzymując tezę o kryzysie, pozbawiasz go przyrodzenia. Jakim mężczyzną ma być syn, skoro ojciec nim nie jest?
Konstanty jest bierny. Jego ojciec walczy jako żołnierz, ale zostaje pozbawiony męskości, gdy w czasie wojny traci twarz i przyrodzenie. Ojciec Konstantego mógłby być mężczyzną, ale nie pozwoliła mu na to historia, Konstanty zaś nie jest mężczyzną na własne życzenie. Zresztą nawet jego imię i nazwisko są przewrotne. Konstanty – od constans – oznacza stałość, a Willeman – człowieka woli, której przecież nasz bohater nie ma.
W opozycji do Kostka stawiasz silne postaci kobiece. Poznajemy jego matkę – kastrującą mężczyzn spojrzeniem, pozornie delikatną żonę Helę, kochankę Salome, odważną Dzidzię i efemeryczną Igę, żonę przyjaciela, która pojawia się i znika.
Lubię kobiety. Podoba mi się to, że kobiety zwykle są „jakieś", są dopełnione. Wszystkie kobiety w życiu Kostka są określone, wypełnione treścią, a każda z nich reprezentuje zupełnie inny typ: od pożerającej mężczyzn matki, poprzez eugenicznie higieniczną Helę, aż po oddającą siebie Salome i najpełniejszą – Dzidzię.
W książce mamy jeszcze jedną postać, choć nieucieleśnioną, dopowiadaczkę historii. Dodałeś swojemu bohaterowi anioła stróża w postaci parki?
Ta postać nie jest głosem wewnętrznym Kostka, bo zna świat przedstawiony lepiej niż on, spogląda w przeszłość i w przyszłość. Jest jednocześnie trochę w nim, a trochę ponad nim. Łączy wszystkie historie. Lubię, by nawet bohaterowie trzeciego planu mieli dopowiedziane swoje losy – to też jej funkcja. Chodzi mi teraz po głowie taka książka, która będzie się rozrastać jak drzewo, a w niej rozwijać się będą kolejne wątki, niczym gałęzie.
Czemu napisałeś książkę, która zamiast tworzyć ciekawe męskie postaci, tylko je tłamsi, nie dając czytelnikowi nadziei?
Książki nie służą do załatwiania spraw, do poprawiania świata. Nie wierzę w literaturę zaangażowaną. Załatwianie czegoś powieścią jest jak wbijanie gwoździa szklanką – szklankę stłuczesz, a gwoździa nie wbijesz. Powieść ma uzasadniać samą siebie. Jako pisarz nie jestem od dawania nadziei. Potrzebie nadziei odpowiadają religie i ideologie, literatura ma inną funkcję. Moim zadaniem jako pisarza nie jest zbawianie świata, tylko pisanie kolejnych książek.
Ostatnie pytanie: dlaczego „Morfina"?
Bo to jest dobry tytuł, a książka powinna mieć dobry tytuł.