Ani słowa o sobie
Trudno być synem wieszcza. Władysław Mickiewicz rymować nie umiał, kobiet nie bałamucił, lecz obowiązki strażnika pamięci wypełniał z zapałem.
Czy w trosce o dobre imię ojca cenzurował, a czasem nawet niszczył kompromitujące go dokumenty? Zdania na ten temat są podzielone. Mickiewicz junior prawie całe życie spędził w Paryżu i jego polszczyzna pozostawiała wiele do życzenia, dlatego wspomnienia spisał po francusku. Dziwna to księga, bo autor snuje opowieść o czasach i ludziach, jak ognia unikając pisania o swych sprawach prywatnych. „Jedyną moją zasługą jest to, że byłem synem wielkiego ojca i widzem niejednej rewolucji" – wyznaje we wstępie. Skromność godna pochwały, gdyż 1000-stronicowe „Pamiętniki" świadczą o tym, że Władysław nie był całkiem pozbawiony talentu literackiego. Najlepiej udał mu się opis podróży z 1861 r., podczas której odwiedził Nowogródek, Wilno i Warszawę, oraz relacja o krwawych dniach Komuny Paryskiej. Polacy, jeszcze niedawno fetowani jako rycerze wolności, zostali wówczas okrzyknięci „kosmopolityczną szumowiną". Rozstrzeliwano ich bez sądu.
Junior, choć osłaniał go nimb nazwiska, też nie miał z rodakami łatwego życia. Raziła go egzaltacja ekspowstańców i traktowanie kolegów, którzy umieli się ustawić na obczyźnie, niemal jako zdrajców.
„O ludziach interesu mówiono jak o niższym gatunku" – ubolewa pamiętnikarz, ale sam szczyci się tym, że nie ma głowy do rachunków. Emigranci umierali rozgoryczeni, on dzięki długowieczności miał szczęście doczekać zmartwychwstania Rzeczypospolitej.
Władysław Mickiewicz
"Pamiętniki"
Iskry