Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

Doktor Internet

Ewa Filiks

Miliony internautów na całym świecie zamiast do lekarza idą do komputera. Ból głowy diagnozują jako raka, a kolkę jelitową jako wrzody żołądka. Ich problem ma już nazwę. To cyberchondria, opisana przez naukowców z USA

Microsoft bada internet

Pierwsze wzmianki o schorzeniu pojawiły się już w 2000 r., kiedy dziennikarz „London Sunday Timesa" scharakteryzował je jako „mylne przekonanie, że cierpimy na wszystkie schorzenia, które znajdziemy w internecie". Rok później artykuł w BBC nazwał je „wdrukowanym syndromem internetowym", a dr Brian Fallon z nowojorskiego Uniwersytetu Columbia, jeden z czołowych badaczy hipochondrii na świecie, zdefiniował cyberchondryków jako „hipochondryków, którzy w sposób obsesyjno-kompulsywny koncentrują się na swoich objawach". Stwierdził też, że 90 proc. hipochondryków mających dostęp do internetu staje się cyberchondrykami.

Najczęstszy horror

Na pogłębione badania nad cyberchondrią trzeba było jednak poczekać kolejne siedem lat, do 2008 r., kiedy badacze Microsoftu Ryen White i Eric Horvitz zajęli się wpływem wyszukiwarek internetowych na rozwój choroby. Wnioski z badania, które objęło 500 pracowników Microsoftu, były zatrważające. Okazało się, że szukanie diagnozy w sieci wzmaga niepokój u osób bez przygotowania medycznego i może doprowadzić go do form patologicznych. White i Horvitz dowiedli też, że zawierzanie wyszukiwarkom internetowym prowadzi do niepotrzebnych wizyt u lekarza, straty czasu i pieniędzy.

Wszystko przez to, że Doktor Internet najchętniej wyrzuca diagnozę najgroźniejszą, choć niekoniecznie najbardziej adekwatną.

I tak objawy zgagi wiąże z zawałem, migrenę z udarem, a nerwicowe bóle mięśni międzyżebrowych z nowotworem piersi. I choć najlepsze serwisy medyczne  zaznaczają, które z przyczyn są najbardziej prawdopodobne, niewielu pacjentów czyta je dokładnie. Pomijają też bardzo istotne przy każdej diagnozie wiek i płeć czy przebyte choroby, czepiając się najczarniejszego ze scenariuszy. Wyszukiwarki posługują się bowiem matematycznym algorytmem, wyrzucając rezultaty na podstawie częstości ich wyszukiwania. Jeśli internauci na całym świecie z hasłem „ból głowy" najczęściej zestawiają słowo „rak", wyszukiwarka podpowie nam strony opisujące ból głowy charakterystyczny dla raka.

Żeby to sprawdzić, wpisuję w google.pl hasło „ból piersi". Już siódmy wynik sugeruje nowotwór. Wcześniejsze – ciążę, włókniaki, torbiele, ale też miesiączkę. Jeśli wczytać się dokładnie, wychodzi, że rak nie boli. Ale kiedy dwa miesiące temu rzeczywiście bolała mnie prawa pierś, trudno mi było uwierzyć, że to tylko napięcie przedmiesiączkowe. Angielski internet jest mniej fatalistyczny – wyświetla strony na temat prawdopodobnych przyczyn bólu. Ale już przy migrenie najbardziej ciekawi wynik „niebezpieczne bóle głowy" sugerujący zmiany zwyrodnieniowe w odcinku szyjnym kręgosłupa, krwawienie podpajęczynówkowe, jaskrę, zapalenie opon mózgowych czy guza mózgu. Wyłączam komputer z poważnym podejrzeniem ciężkiej choroby.

Ratunek w algorytmie

Ryen White i Eric Horvitz uspokajają, że uległam zbiorowej psychozie. Jak gros społeczności internautów słowo zapisane na ekranie traktuję jak prawdę objawioną. Niezależnie od wieku, wykształcenia i stopnia świadomości wciąż przeceniamy wiarygodność internetu. Większość badanych przez White'a i Horvitza, w końcu świadomych komputerowo pracowników Microsoftu, była pewna, że wyszukiwarka podaje wyniki w zależności od trafności diagnozy, a nie liczby odsłon i kliknięć.

– Najgorsza w cyberchondrii jest samonapędzająca się nerwica, która w konsekwencji może prowadzić do poważnych zaburzeń psychicznych – mówi Anna Piotrowska, psycholog z jednej ze stołecznych poradni zdrowia psychicznego. – Tak jak w hipochondrii, pacjent naprawdę wierzy w to, że umiera, a nawet potrafi odczuwać opisane objawy. Niektórzy nie są w stanie pracować, a nawet wstać z łóżka, wierząc, że zbyt gwałtowny ruch wywoła u nich paraliż – tłumaczy Piotrowska.

Zdaniem doktora Malinowskiego, cyberchodria to efekt nie tyle cyfryzacji świata, ale buty większości pacjentów. – Wielu się wydaje, że to, czego lekarz uczy się przez sześć lat studiów, a potem kilka lat stażu, można wygooglować. Że tysiące godzin nad książkami i na izbie przyjęć zastąpi sztuczna inteligencja maszyny. I są absolutnie pewni, że lekarz na niczym się nie zna –   skarży się Malinowski.

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe