Muszą wrócić do kraju
Szczątki ofiar zbrodni katyńskiej wciąż leżą w dołach śmierci. Krewni zamordowanych domagają się ich godnego pochówku w Polsce
W lutym Wielka Izba Europejskiego Trybunału Praw Człowieka rozpatrzy skargę rodzin ofiar katyńskich przeciwko Rosji. Będzie to już druga sprawa wniesiona przez 15 krewnych pomordowanych oficerów. W kwietniu 2012 r. sędziowie trybunału stwierdzili, iż mord katyński to zbrodnia wojenna dokonana na polskich jeńcach, odpowiedzialność za nią ponoszą władze sowieckie, a krewni ofiar dochodzący sprawiedliwości zostali wręcz nieludzko potraktowani przez rosyjski wymiar sprawiedliwości.
Według krewnych ofiar to wciąż za mało. Mimo że od zbrodni dokonanej przez NKWD w 1940 r. na prawie 22 tys. Polaków minęły ponad 72 lata, wciąż nie została rozliczona, a szczątki jeńców leżą nadal w Rosji, na Ukrainie i być może na Białorusi. Jedyna gruntowna ekshumacja została przeprowadzona w kwietniu 1943 r. w Katyniu przez Polski Czerwony Krzyż. Większość ciał zidentyfikowano i pochowano w sześciu bratnich mogiłach. Podjęte w latach 1991–1996 prace archeologiczne w lasach katyńskich, Miednoje i Charkowie miały służyć prowadzonemu w Rosji prokuratorskiemu śledztwu, które okazało się fikcją. Szczątki zapakowano do worków i ponownie pogrzebano w dołach z 1940 r. Niektóre kości jeszcze długo odkrywała ziemia.
Polsko-rosyjska umowa o grobach i miejscach pamięci dopuszcza przekazanie zwłok pomordowanych ojczystemu krajowi
– Ciała naszych ojców leżą w Miednoje pod ściekami z szamba – mówi Witomiła Wołk-Jezierska, córka zamordowanego w Katyniu Wincentego Wołka, porucznika artylerii ciężkiej. Napisała książkę „Kulisy zbrodni katyńskiej" i jest jedną z dziewięciu osób, które podpisały się pod apelem do obecnych polskich władz o sprowadzenie ofiar katyńskich do kraju. Apel trafił do prezydenta i rządu. Jego sygnatariusze stwierdzają, że w prowadzeniu spraw katyńskich było wiele nieprawidłowości i zaniedbań także po stronie Polski. Mają żal, że żaden rząd od 1989 r. nie zadbał o godny pochówek ofiar w ojczyźnie. – Mój dziadek Stanisław Rodowicz zasługuje na pomnik, a nie na to, by leżeć w czarnym plastikowym worku na śmieci – mówi Wanda Rodowicz, córka odznaczonego za zasługi żołnierskie majora rezerwy.
Starania o sprowadzenie szczątków do kraju podejmowano już dawno. Dr Marian Wodziński, którzy pracował przy ekshumacji w 1943 r., przygotował bratnie mogiły do reekshumacji i przewiezienia ofiar do Polski. Zmarły w zeszłym roku historyk IPN prof. Janusz Zawodny, który przez lata zajmował się sprawą masakry, przypominał, że Polski Czerwony Krzyż był zasypywany listami od rodzin chcących pochować swych bliskich w ojczyźnie. – Moja rodzina wówczas pierwszy raz występowała o szczątki ojca. Niestety, wojna wykluczyła taką możliwość – mówi Witomiła Wołk-Jezierska.
„Gdybym tu umarł, to pamiętajcie, że nie wolno Wam mnie tu zostawić! Sprowadzić zwłoki i pochować w Polsce. W Żurowej. Testament wypełnić!" – tak w swoim jenieckim pamiętniku pisał Julian Budzyn, ppor. rezerwy, lekarz weterynarii. Cudem ocalałe pamiętniki żołnierzy znaleziono przy zwłokach podczas ekshumacji w 1943 r.
Prawo nie zabrania
Według konwencji genewskiej jeńcy pomimo niewoli są nadal żołnierzami państwa macierzystego, a obowiązkiem Polski jest ich pochowanie. Zmarli mają prawo do poszanowania godności i czci bez względu na okoliczności. Tym kierują się wnoszący petycję do prezydenta. Wskazują, że odebrano im prawo do godnego pochówku i opłakiwania w żałobie bliskich, że szczątki ofiar zostały porzucone w Katyniu, Charkowie i Miednoje.
W latach 90. w środowiskach katyńskich toczyły się dyskusje na temat zorganizowania cmentarza dla ofiar katyńskich w Polsce. W 1993 r. Jerzy Wielebnowski, wiceprezes stowarzyszenia Rodzina Katyńska, proponował złożenie wszystkich szczątków w sarkofagach i umieszczenie ich w mauzoleum w Polsce. W 1995 r. przy okazji konkursu zorganizowanego przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa zespół architektów Miejskiej Pracowni Urbanistycznej w Toruniu zgłosił pomysł, by zbudować ogromny cmentarz dla wszystkich ofiar kaźni. Jury konkursu zupełnie go zignorowało. W Rosji jeszcze w latach 60. dochodziło do zacierania śladów tej zbrodni. W Polsce po zakazie mówienia o Katyniu w czasach komunizmu wielu osobom zależało zaś na „kontrolowaniu spraw katyńskich".