Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

Sai BabaShirdi jest czczony jako narodowy guru, choc nikt nie wie, skad pochodzil i jak naprawde sie nazywal. Miejsce jego kultu odwiedza codziennie 40 tys. pielgrzymow

Dzieci kwiaty XXI wieku

Anna Binkowska

Uchodzący za hochsztaplerów, iluzjonistów i oszustów hinduscy guru mieli i będą mieć swoich wiernych fanów. Również w Polsce

Aśram w Kokamthan usytuowany jest 7 km od Shirdi – jednego z najbardziej świętych i czczonych przez Hindusów miejsc pielgrzymek. Codziennie kompleks świątyń odwiedza średnio 40 tys. pielgrzymów z całych Indii. Wędrują w upale setki kilometrów, często boso, w odświętnych, barwnych strojach. Sai Baba Shirdi ma status ikony, jest czczony jako narodowy guru. Nikt nie wie, skąd się wziął w Shirdi, jakie naprawdę było jego imię, ani też kiedy się urodził. Wiadomo, że zmarł w 1818 r.

Ośrodek duchowego rozwoju niedaleko Shirdi odkrył jogin Krzysztof Stec w latach 70. Podróżował po subkontynencie z kolegą Hindusem. Przypadkiem odnalazł Gurudeva Janglidasa Maharaja, zwanego Om Gurudevem lub Babajim. – To starszy, mądry człowiek, taki ludowy mędrzec, nie żaden guru – wyjaśnia Stec spotkany przypadkiem w Kokamthan. Szybko został uczniem Babajiego. Wkrótce zaczął organizować wyjazdy polskich grup devotees (wyznawcy, wielbiciele). W przeciwieństwie do popularnych już nie tylko w Indiach awatarów (zstąpiona gwiazda, czyli boska świadomość) Babaji był znany jedynie okolicznej, wiejskiej ludności. Chodził prawie nagi, jego jedynym strojem były langaty – męskie stringi. Krzysztof z powodzeniem nadał rozgłos miejscu i Janglidasowi w Polsce.

Dzisiaj nie organizuje już obozów medytacyjnych w Kokamthan. Podczas ostatniej wyprawy do Indii towarzyszył grupie absolwentów Podyplomowych Studiów Psychosomatycznych Praktyk Jogi na AWF we Wrocławiu. Podróżował z nimi do różnych aśramów, a cel wyjazdu był naukowo-poznawczy. Tym razem organizatorką obozu była sympatyczna blondynka Elka, prowadząca w Łodzi szkołę jogi. Już przed wyjazdem zapowiedziała, że Babaji sugeruje uczestnikom kilkudniową głodówkę i milczenie, ponieważ wyrzeczenia te sprzyjają zagłębieniu się w medytację.

„Ci, którzy chcą uciec z więzienia konsumpcjonizmu, uchronić się przed natarczywością reklam i dyktatem telewizji, mniej oczekują pomocy od wielkich, rodzimych filozofów, a bardziej od orientalnego mistycyzmu, buddyzmu i azjatyckich guru" – pisze światowej klasy reportażysta Tiziano Terzani w swojej autobiograficznej książce „Powiedział mi wróżbita". Korespondent „Spiegla" w Azji, sceptyczny pielgrzym i agnostyk, kiedy zachorował na raka, zaczął szukać sposobów leczenia i duchowej harmonii. Nie wierzył w moc medytacji. Krótko przed śmiercią podróżował po hinduskich aśramach, prawdziwych miejscach odosobnienia. Po wielu miesiącach spędzonych sam na sam z mędrcami, joginami, trudnej i długiej pracy nad sobą doznał olśnienia. Potem już mimo fizycznego cierpienia z lekkością żegnał się z doczesnym światem.

W poszukiwaniu atmicznej natury

Aśram leży w małej wiosce, tuż przy głównej jezdni, w bardzo ubogim rejonie stanu Maharasztra. Zajmuje powierzchnię 120 ha. Nie ma tu zieleni, drzew, ławek. Rada Elki, by czyścioszki zabrały z sobą detergenty i plastikowe rękawice, była uzasadniona. Po przyjeździe okazało się, że pokoje od dawna nie były sprzątane, wszystko lepiło się od brudu. W Kokamthan nie wolno palić i pić. Jedna z uczestniczek przyznała jednak, że po przyjeździe opróżniła butelkę wódki. Pomogło jej to wyciszyć emocje związane z pobytem w Kokamthan. Polacy chodzą tu ubrani na biało. Tylko małżeństwa, na podstawie okazanego aktu ślubu, mogą mieszkać razem.

Aśram jest konglomeratem, sporym biznesowym trustem. Obok miejsc medytacji znajdują się tu szkoły, szpital, internat. Dzieci uczą się tu medytacji, która według Janglidasa Maharaja jest najlepszym sposobem rozpoznania swojej prawdziwej, czyli atmicznej, natury.

Od wschodu słońca grzmi kakofonia transcendentnej muzyki i śpiewów. Nieco później do tych brzmień dołączają huki z pobliskiej budowy nowego aśramu. Polska grupa nie skarżyła się jednak na hałas. Aktywnie, z dużą dozą cierpliwości uczestniczyła w napiętym programie, w obchodach świąt, akademiach szkolnych, uroczystościach przypominających komunistyczne wiece. Babaji mógł być dumny, kiedy prezentował lokalnym notablom ponaddwudziestoosobową grupę swoich wielbicieli z egzotycznej Polski. – W tak dużym konglomeracie różnych funkcji, które „wiszą" na aśramie, rola guru jest jak kwiatek przypięty do kożucha. On naprawdę nie wie, jak to organizacyjnie funkcjonuje – mówi Lesław Kulmatycki, prof. nadzwyczajny Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu, twórca pierwszych w Polsce Podyplomowych Studiów Psychosomatycznych Praktyk Jogi. Z grupą joginów wielokrotnie odwiedzał hinduskie aśramy, m.in. w Kokamthan.

Poprzednia
1 2 3 4

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe