Wielki Szu
Największy problem z dopingiem polega na tym, że nie można go zalegalizować
Lance Armstrong w telewizyjnej spowiedzi u Oprah Winfrey może i żałował za grzechy, ale nie mówił całej prawdy. Brał doping świadomie, wie, że zawiódł, popłakał się, opowiadając, jak tłumaczył swojemu 10-letniemu synowi, że jego ojciec jest oszustem i nie warto go już bronić przed oskarżeniami kolegów w szkole. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że ciągle gra – otoczony prawnikami w przerwach konsultował się, co mówić, a czego nie. Nie opowiedział o tym, kto wywierał na nim presję, kto wymagał, by ciągle wygrywał. Całą winę wziął na siebie, nazywając siebie cynicznym sukinsynem. Ale w sprawie Armstronga winny jest nie tylko Armstrong.
Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) już kilka miesięcy temu odebrała mu siedem zwycięstw w Tour de France i dożywotnio zdyskwalifikowała, sprytnie nie zauważając roli, jaką sama odegrała w jego sukcesach. Hein Verbruggen, który kierował organizacją, kiedy Armstrong zaczynał odnosić sukcesy, był oskarżany o ukrywanie dopingu kolarza, za co rzekomo miał brać potężne łapówki, współfinansowane przez firmę Nike.
Winy Verbruggenowi nigdy nie udowodniono, a jego następca Pat McQuaid także nie zamierza się podawać do dymisji, mimo że kierował UCI w najbardziej kompromitującym organizację okresie w historii.
UCI na Armstrongu zarabiała, tak samo jak sponsorzy. Kiedy zgłaszali się do niej kolarze donoszący o tym, że Amerykanin wygrywa na dopingu, trafiali na ścianę milczenia. Armstrong, który wrócił do kolarstwa po wygraniu walki z rakiem, był symbolem. Założył fundację LiveStrong, sprzedaż żółtych, gumowych bransoletek wspierających walkę z nowotworami przekroczyła 80 mln. Ta sama fundacja wynajęła jednak lobbystów, którzy przekonywali kongresmenów, by ograniczyli uprawnienia agencji antydopingowej (USADA) i przestali ją dotować. Biznes musiał się kręcić. UCI do ostatniego dnia szła w zaparte. Nawet kiedy USADA ogłosiła Armstronga winnym, Unia Kolarska podważała wiarygodność agencji i zarzucała jej opieszałość w opublikowaniu raportu.
Nike podejrzewane o płacenie łapówek szefowi UCI za milczenie odeszło od Armstronga, podobnie jak wszyscy inni sponsorzy, zaraz po ogłoszeniu dyskwalifikacji. Wycofał się także producent sprzętu rowerowego Trek, któremu sposób, w jaki kolarz dojeżdżał na szczyt, wcześniej zupełnie nie przeszkadzał. Szef Treka John Burke miał kilka razy grozić telefonicznie Gregowi LeMonde, trzykrotnemu zwycięzcy Tour de France, gdy ten zaczął głośno mówić o tym, że Armstrong stosuje doping. LeMonde ze strachu zaczął nagrywać te rozmowy.
Szef USADA Travis Tygart, który doprowadził śledztwo do końca, wysłał do UCI ponad tysiąc stron akt zawierających zeznania 26 osób, w tym 15 kolarzy, a także e-maile, wyniki testów laboratoryjnych i potwierdzenia przelewów dużych kwot na konta instytucji świadczących niedozwolone praktyki. Tygart stwierdził zresztą, że śledztwo w sprawie Armstronga to jedynie wierzchołek góry lodowej, bo stosowanie dopingu w kolarstwie było powszechne.
Dopingowe imperia
Planowane jest utworzenie Komisji Prawdy i Pojednania, jednak na razie nie wiadomo, jakie miałaby prerogatywy ani kto stanąłby na jej czele. Armstrong chce wziąć udział w oczyszczaniu kolarstwa, ale sam doszedł do wniosku, że nie ma moralnego prawa, by stawać na czele tej organizacji. U Winfrey stwierdził jednak, że „w razie czego pierwszy stanie przed drzwiami komisji". Kiedy przepraszał, tłumaczył, że był zakładnikiem swojej pięknej historii – zwycięstwa z rakiem i kolejnych triumfów w Tour de France. Dopiero po pokonaniu nowotworu stał się tyranem. Niby nie zmuszał kolegów z teamu do niedozwolonych praktyk, ale swoim zachowaniem „mógł skłaniać ich do tego, by brali".
– Bez wątpienia istnieje dużo więcej szczegółów dopingowego procederu w kolarstwie, jednak zmowa milczenia dyrektorów sportowych i lekarzy nie została jeszcze w pełni złamana – mówił Tygart.