Rewolucja młodych
Rok temu protesty przeciwko ACTA zmusiły rząd Donalda Tuska do rejterady. Czy czeka nas nowy bunt?
Kolejne jest pokolenie obecnych 30–40-latków, do którego i ja się zaliczam. Wchodziło w dorosłe życie po 1989 r. Kończyło studia i zaczynało pracę już po przemianach ustrojowych. To pokolenie, które najbardziej zdystansowało się od polityki, zachłysnęło się wolnością, szukało możliwości rozwoju, dawało się wchłonąć biznesowi, ale przeważnie po latach natrafiało na szklany sufit. Większość wszak ułożyła sobie życie, znalazła jakąś niszę, w której w miarę spokojnie funkcjonuje. Wielki biznes rzadko jest jednak udziałem tego pokolenia.
I ostatnie pokolenie – młodzieży przed trzydziestką, o najgorszych perspektywach, jakie można sobie wyobrazić. Bezrobocie wśród tej grupy wiekowej przekracza 25 proc. i wciąż rośnie. To młode osoby, które uwierzyły w slogany: „idź na studia, zdobądź wykształcenie, będziesz miał pracę". Okazało się to fikcją. Dziś nierzadko magister już nie wystarcza, trzeba mieć tytuł doktora. Dla nich nie ma pracy. Nie dlatego, że są słabo wykształceni lub głupi czy niezaradni. System zamknął ścieżki kariery, awansu i broni status quo. Kto ma jakieś „wejścia", to gdzieś się upchnie, część daje radę, ale nie jest lekko. Zamknięcie zawodów, administracyjne blokowanie rozwoju przedsiębiorczości za pomocą koncesji, patentów, pozwoleń, przepisów sanitarnych do spełnienia – to wszystko powoduje, że młodzi ludzie są na aucie. Zostali wypchnięci z rynku. Co mają robić? Przemysł podobno był niepotrzebny i zbędny, w rolnictwie podobno pracuje za dużo ludzi i jest ono nieefektywne.
Wolność człowieka w dzisiejszym świecie została ograniczona do wielkości pudełka zapałek. Ciśnienie rosło. Nasi decydenci mają szczęście, że pojawił się zawór bezpieczeństwa w postaci otwartych granic i ogromną część tych młodych ludzi można było „wyeksportować" za granicę do pracy – nasz największy narodowy skarb oddano za chwilę oddechu i spokoju.
Inni zostali bez pracy, często bez pieniędzy, bez jasnych perspektyw. Jedynym obszarem wolności tego pokolenia pozostał internet, dający możliwość obcowania z kulturą, tworzenia jej, swobody wyrażania siebie. Stał się namiastką uczestnictwa w wielkim świecie i nawet to próbowano im odebrać. Wiele się mówi o piractwie, o stratach producentów filmów i muzyki. Spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie: czy młodego człowieka bez pracy i pieniędzy stać na film, piosenkę albo obrazek? O jakich my stratach mówimy?
Donald nas zjednoczył
Ten zryw nie byłby możliwy, gdyby nie internet, w którego obronie stanęli młodzi ludzie. Nowe sposoby komunikacji, social media, błyskawiczna dystrybucja informacji, nieograniczony dostęp do tej informacji, wirusowe jej rozprzestrzenianie się, decentralizacja, niehierarchiczne więzi mediów społecznościowych stworzyły zupełnie nową jakość w sposobie porozumiewania się oraz podejmowania wspólnych decyzji. Pojedyncze osoby oraz grupy osób, które nigdy wcześniej nie miały z sobą styczności, były w stanie podjąć wspólne działania. Jako uczestnik tych wydarzeń miałem ogromną przyjemność obserwowania ich kulis. Mimo upływu roku wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem odpowiedzialności i zaangażowania wszystkich osób, które te protesty organizowały. Ogromną rolę odegrał Facebook, dzięki któremu mieliśmy kanał komunikacji i samoorganizacji ludzi. Czymś, co nie mieściło się w głowie politykom i co wydaje się rzeczą nieprawdopodobną, była współpraca ponad podziałami różnych środowisk. Od skrajnej lewicy po skrajną prawicę. Nic tak nie jednoczy jak wspólny cel i wspólny wróg.
Prawdziwym fenomenem i czymś, z czym nie potrafiły sobie poradzić ani media, ani politycy, była wprowadzona bardzo szybko zasada: no logo. Żadnych symboli i szyldów wśród organizatorów protestów. Był do rozwiązania problem i to było najważniejsze.
Ogromną rolę merytoryczną odegrały organizacje pozarządowe, które wsparły protestujących swoją wiedzą. Pomoc takich osób, jak wspomniany już „Vagla", Kasia Szymielewicz, Jarosław Lipszyc, Robert „BoBsoN" Partyka, Michał Woźniak, miała ogromne znaczenie zarówno przy zwróceniu uwagi na problem, organizacji protestów, jak i późniejszej dyskusji z przedstawicielami rządu czy w Brukseli. Zbiorowym wysiłkiem setek i tysięcy osób demonstracje rozlały się na cały kraj i całą Europę.