Wybawienie wymówieniem
Agata Porczyńska biegle włada 29 językami. Polskimi! Dziewczyna z okładki zastygła w oczekiwaniu. Ja też. A te wąsy?
Niezabawne, ale to obiecujący początek. Dotykam jej. Okładki. Twarda. Wchodzę. Autorka, tytuł, lista płac i... suka. Nie potrafi kochać, nigdy nie umiała. Zbiera mi się na wymiotki, ale na szczęście jest dżoker w tym zestawie. Tu już trzy opowiadania.
Agata Porczyńska ma papiery na aktorstwo. Wcielając się we wszystkie „role", łatwo dogadała się z „reżyserem" tego spektaklu rozpisanego na 29 aktów, 29... aktów (bo to o miłości) i 29 języków (polskich). Bohaterowie mają wadę wymowy.
Lokalno-ranno-ewolucyjną. Wyjaśniam.
Mówią językami różnych miejsc. To los. Miast pielęgnować język, którym tak szczodrze zostali obdarowani, zadają mu rany. To głupota. Kolejne pokolenia mówią językami tak sobie obcymi, że ze sobą nie rozmawiają. To czas. Wymowne.
Wybawiłem się jak już dawno nie. Podobną książkę mógłby napisać allenowski Zelig. Agata Porczyńska znowu pisze i znów ukradnie mi czas.
Bo przeczytam. Wątpliwa natomiast wydaje się międzynarodowa kariera tych opowiadań, no bo który z tłumaczy przyjmie takie zlecenie?
Ostatnie opowiadanie i Kiruszka. Modliła się do słupa elektrycznego, by ktoś pomylił ją z drzewem. Tym razem składam wymówienie z wybawienia.
Agata Porczyńska
"Wada wymowy"
Prószyński i S-ka