Western platte
Western? Tak, bo na ekranie klasyczny pojedynek dwóch bohaterów, choć tym razem na racje, nie na colty. I dwa „bohaterskie” kolory: tam biały i czarny, tu... biały i czerwony
Na pokaz filmu „Tajemnica Westerplatte", pomimo perypetii, jakie od trzech lat przeżywała ta produkcja (przerwanie zdjęć i znacząca zmiana filmowej ekipy), szliśmy z dużymi nadziejami. Temat zacny, a obsada aktorska i zaangażowanie w prace nad filmem dwóch zdobywców Oscarów – Allana Starskiego (scenografia) i Jana A.P. Kaczmarka (muzyka) – dawały nadzieję na dobre kino.
Niepokoił „atrakcyjny" tytuł (to uraz po „Stawce większej niż śmierć"), bo jakaż tu tajemnica, skoro uczestnicy wydarzeń, historycy i dziennikarze już dawno odsłonili prawdę, którą socjalistyczna władza ukrywała przez lata, robiąc z polskich obrońców 300 Spartan, a z ich dowódcy drugiego Leonidasa. A przecież byli wśród nich i tacy, którzy się po prostu, po ludzku bali i przeżywali skrajne emocje targające każdym żołnierzem na polu bitwy. Z drugiej strony ta „zaktualizowana" wersja obrony Westerplatte nie zagościła jeszcze na dużym ekranie, czas po temu był więc najwyższy. Podwójnej roli reżysera-scenarzysty podjął się tym razem debiutant Paweł Chochlew.
Trudno uniknąć porównań z filmem „Westerplatte" Stanisława Różewicza sprzed 45 lat.
Interesująco wygląda zestawienie obsad obu filmów. W „Tajemnicy Westerplatte" w rolę majora Henryka Sucharskiego wciela się Michał Żebrowski, w 1967 r., w „Westerplatte" zagrał ją Zygmunt Hübner, postać kapitana Franciszka Dąbrowskiego odtwarza Robert Żołędziewski, w 1967 r. wcielił się w nią Arkadiusz Bazak. Podpułkownika Wincentego Sobocińskiego dziś zagrał Jan Englert (wtedy Zdzisław Mrożewski), kapitana Mieczysława Słabego gra Piotr Adamczyk (Bogusz Bilewski), porucznika Stefana Ludwika Grodeckiego gra Borys Szyc (Mileczysław Milecki), a działonowego Eugeniusza Grabowskiego – Mirosław Baka (Jerzy Molga). Baka to zresztą najjaśniejszy aktorsko punkt „Tajemnicy Westerplatte". Obraz Różewicza to typowy reprezentant polskiego kina lat 60: zakłamanie historii i dobra filmowa robota – reżyserska i aktorska. W filmie Chochlewa jest dokładnie na odwrót.
Racjonalista i romantyk
Osią fabuły obu filmów jest konflikt pomiędzy komendantem Wojskowej Składnicy Tranzytowej majorem Henrykiem Sucharskim a jego zastępcą kapitanem Franciszkiem Dąbrowskim. Konflikt niezwykle ciekawy, bo będący jakby kolejnym odpryskiem starego jak świat, a raczej nasz naród, sporu pomiędzy postawą racjonalną, pozytywistyczną a romantyczną i nieco straceńczą. W filmie Różewicza konflikt ten także się pojawił (kilka lat wcześniej ukazała się książka kpt. Dąbrowskiego, w której opisał on szczegółowo przebieg walk w 1939 r.), był jednak mniej dramatyczny, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Nie dziwi , że publicyści i filmowcy wracają do tego epizodu, bowiem prawdziwa historia obrony Westerplatte, choć nadal pełna bohaterstwa, jest znacznie ciekawsza niż wersja do niedawna powszechnie obowiązująca.
Obrona Westerplatte stała się mitem już w czasie wojny, nie na darmo wrześniowe transmisje Polskiego Radia kończyły się powtarzanym jak mantra komunikatem „Westerplatte broni się jeszcze". W jeszcze większym stopniu świadomość polskiego społeczeństwa w tym temacie ukształtowała niewielka książeczka wydana już po wojnie przez mistrza polskiego reportażu Melchiora Wańkowicza. Barwny opis heroicznej obrony skrawka polskiej ziemi w Wolnym Mieście Gdańsku, pisarz oparł na relacji komendanta WST. Niestety major nie opowiedział całej prawdy, a Wańkowicz mu zaufał. Stąd przez blisko 50 lat dzieci w polskich szkołach uczyły się, że mjr Sucharski przez siedem dni nieprzerwanie dowodził obroną. Dziś wiemy, że to nieprawda. Już drugiego dnia obrony, po niszczącym ataku niemieckich bombowców, zdecydował się wywiesić białą flagę. Decyzja była racjonalna, dowództwo polskie nakazało mu bowiem bronić się jedynie przez 12 godzin – zamanifestować polską obecność w Gdańsku i oddać się do niewoli. Doszło jednak do buntu kadry oficerskiej, zastępca Sucharskiego, kpt. Franciszek Dąbrowski, nakazał zdjąć flagę i przejął dowodzenie. Dla Sucharskiego był to szok – załamał się, doznał ataku epilepsji i trzeba było przywiązać go do łóżka.