Do diabła!
Sala pękała w szwach. Nauczyciele, uczniowie, personel – wszyscy w nerwowym oczekiwaniu. Ściskałam mój bukiet i dygotałam jak listek na wietrze.
I nagle pojawił się On. Wkroczył przy akompaniamencie trzasku fleszy, w otoczeniu grupy mężczyzn i kobiet, swoich ochroniarzy. Wszystko potoczyło się szybko. Wręczyłam mu bukiet, chwyciłam Jego rękę w obie dłonie, pochyliłam głowę w ukłonie i pocałowałam. Zmierzył mnie zimnym spojrzeniem, położył dłoń na mojej głowie i pogłaskał po włosach. I to był koniec mojego życia. Ten gest bowiem, jak się potem dowiedziałam, był znakiem dla ochrony. »Ta tutaj. Chcę ja mieć«".
To fragment książki „Kobiety Kaddafiego" francuskiej dziennikarki Annick Cojean, która w 2011 r. opisała w „Le Monde" historię Sorai, uprowadzonej przez libijskiego przywódcę Muammara Kaddafiego i sprowadzonej do roli jego seksualnej niewolnicy. Miała wtedy 15 lat. Podobny los spotkał setki libijskich kobiet (i chłopców), bo apetyt i seksualna agresja wodza rewolucji były nieograniczone. Machina państwa gotowa była na jedno skinienie spełnić każdą jego zachciankę. Opór był mrzonką, wszystkich paraliżował strach. Książka składa się z dwóch części. Pierwsza to opowieść Sorai. Bez retuszu i niedomówień. Najprawdziwsza. Druga to dziennikarskie śledztwo. Autorka natrafiła na zmowę milczenia, bo dla Libijczyków to temat tabu. Wstydliwy, by nie powiedzieć haniebny. Bo czyż nie godzili się na upokorzenia, gwałty i cierpienia własnych matek, żon i córek? Ale „Kto, będąc w piekle, skarży się na diabła?".
Wielokrotnie przerywałem czytanie i odwracałem oczy, szukając wzrokiem czegoś, co pozwoliłoby mi zatrzeć obrazy, które były nie do zniesienia. A przecież ja tylko o tym czytałem. A one...
Annick Cojean
Kobiety Kaddafiego
Prószyński i S-ka