Polski budżet jest jak durszlak
Rostowskiemu i Tuskowi budżet państwa kojarzy się z kotłem, w którym zawsze coś się upichci
Ubiegły tydzień upłynął pod znakiem „wielkiej kasy". Premier Donald Tusk na Twitterze apelował o trzymanie za niego kciuków, bo gra idzie o całe 300 mld złotych, od których zależy, czy przeżyjemy najbliższe 10 lat. Głos w rzeczonej sprawie zabrał premier in spe Gliński. Raczył przejechać się po premierze Tusku, że jest to determinizm materialny, świat widziany przez pryzmat kasy. W tym zgiełku zabrakło mi opinii premiera in spe Glińskiego na temat ambicji Jarosława Kaczyńskiego, który przelicytował Tuska stwierdzeniem, że Polsce jak psu kość należy się 470 mld złotych. I tyle by wyrwał z gardła przyjaciołom z zachodu, gdyby... no właśnie, każdy już się domyśla.
Tak na marginesie propozycja Kaczyńskiego jest na wyciągnięcie ręki i, znając talenty ministra Rostowskiego, nic nie stoi na przeszkodzie, by ziścić te nadzieje szefa opozycji. W rzeczywistości Tusk pojechał po 72 mld euro, co przy kursie euro 4,16 daje właśnie 300 mld złotych. Myślę, że jakby się Tusk z Rostowskim mocno zaparli, żeby udowodnić Kaczyńskiemu swoje talenty, bez problemu mogą dojechać z kursem euro do 6,53 i mamy... 470 mld złotych z dotacji unijnych. Można, można. Wtedy to przy takim kursie nawet fotoradary okazałyby się zbędne i bezpieczeństwo drogowe byłoby prawie absolutne. A i gospodarka by „kwitła", bo przecież dotacja z budżetu byłaby większa.
Generalnie to oczywiście nie byłoby co się nad tym pochylać, gdyby nie smutna konstatacja, jaka wynika z tej wymiany uprzejmości pomiędzy panami premierami. Oni zupełnie nie rozumieją gospodarki, nie kumają zupełnie, że dobrobyt nigdy nie bierze się z dotacji, ale z pracy i kapitału. Gdzie należy stworzyć warunki, by taki duży polski kapitał powstał, co nigdy nie nastąpi, póki go dociskamy daninami, i należy stworzyć warunki do rozwoju firm, które dadzą ludziom pracę. Panom premierom budżet państwa kojarzy się z kotłem, do którego można wrzucać kasę i coś z tego się upichci, niestety, panowie etatyści, zła wiadomość jest taka, że w naszym przypadku, jak pokazuje casus przetargów drogowych, polski budżet raczej przypomina durszlak.