Najnowsza interwencja Uważam Rze

Tu i teraz

Kto zburzy Bastylię?

Andrzej Urbański

Liberalizm uprawiany przez Tuska infekuje państwo bezradnością

Największą, najstaranniej ukrywaną tajemnicą – i to bez różnicy, czy będziemy mówili o czasach panowania Edypa czy o współczesności – jest zawsze bezradność władzy.

Jak wiadomo, Edyp został wynajęty przez Teban, aby uwolnić miasto od złej klątwy, niestety, poniewczasie okazało się, że to on był przyczyną wszelkich nieszczęść i kataklizmów, jakie spadły na obywateli. Ta metafora doskonale pasuje do Donalda Tuska i jego rządu – w czasach kryzysu systemowego ta forma liberalizmu, w którą premier wierzy, nie jest rozwiązaniem, ale fundamentalną częścią problemu. Chodzi bowiem o lawinowo narastającą nierównowagę między rynkiem a państwem, konsumentami a obywatelami, pęczniejącym w spekulacyjne bańki kapitałem a strukturalnie kurczącym się obszarem pracy. Liberalizm, jaki uprawia Tusk, infekuje państwo bezradnością, lękiem przed zdecydowanymi działaniami, zachwytem, że z kranu płynie ciepła woda, podczas gdy w Europie i w świecie toczy się spór o ustalenie całkowicie nowych reguł gry z rynkiem. Przykładem może być pozew rządu USA przeciwko agencji ratingowej, której entuzjastyczne oceny przyczyniły się do finansowego kryzysu. Albo konflikt o podatek od transakcji finansowych, który dzieli unijne elity bardziej niż cokolwiek innego. I kolejne sądowe wyroki w sprawie nielegalnego fałszowania stawki Libor, sięgające już ponad 2 mld euro kar wymierzonych znanym bankom. Ale najbardziej jaskrawym przykładem tego, jak demokratyczne państwa ruszyły na wojnę z rynkiem, jest gwałtowna rezygnacja z fikcji niezależności centralnych banków... W tym Europejskiego Banku Centralnego, który łamie własne zasady, aby wspomóc konkretne państwa strefy euro w walce ze spekulantami.

Wojna demokracji z rynkiem

Państwa na wojnę z rynkiem ruszyły z konieczności, kiedy splajtowały obietnice neoliberalnych ideologów, że rynek, jeżeli mu się na to pozwoli, zdejmie z demoliberalnych państw wszelkie problemy i kłopoty. W praktyce okazało się, że jest inaczej. Deregulowany rynek, szczególnie w obszarze transakcji finansowych, okazał się jak Golem – zbyt wielki, aby upaść i nie zniszczyć wszystkiego na swojej drodze upadku, a jednocześnie, po katastrofie z kredytowaniem nieruchomości bez pomysłu, jak z odpowiednim zyskiem inwestować rosnące z dnia na dzień nadwyżki finansowe. To dlatego nie ruszają ani inwestycje, ani nowe miejsca pracy. Według analityków ilość pustego pieniądza w połączeniu z długiem publicznym i prywatnym przekracza statystycznie normy z dnia, kiedy zaczął się wielki kryzys. Tym razem recesja i strukturalne bezrobocie wyprzedziły krach na giełdzie tylko dlatego, że państwa ratują banki, zanim dojdzie do najgorszego. Czyniąc tak, budują jednak inny gigantyczny problem – ograbiają z oszczędności i szans rozwoju klasę średnią. Dług publiczny nakładany jest na kolejne, jeszcze nieistniejące pokolenia, podczas gdy tu i teraz rozwierają się nożyce nierówności. Majątek, jaki jest w prywatnych rękach górnego 1 proc. społeczeństw, oscyluje między 50 a 70 proc. całej wartości zgromadzonej przez demokratyczne narody. Ta piramida stoi na swoim czubku i każdy wie, że gwarantuje to jej szybki i bolesny upadek.

Konflikt jest nieuchronny

Do tej pory przed wybuchem chroniła nas ilościowa ekspansja klasy średniej, to ona stabilizowała demoliberalny system i buforowała go przed nadmiernymi napięciami i awariami. Była jak wielki lejek – od dołu kusiła wszystkich szansą na awans, od góry pozwalała wybrańcom przedostać się w świat oligarchów. Badania są jednak bezlitosne – od lat 70. czubek lejka się wydłuża, podczas gdy jego szeroki spód się spłaszcza. Klasa średnia stoi w miejscu, ale co gorsza, nie jest w stanie zagwarantować własnym dzieciom reprodukcji dotychczasowego statusu. Dopóki wierzyliśmy w mit, że nie radzą sobie tylko nieudacznicy, wszystko było w porządku. Teraz w Hiszpanii się okazało, że nie radzi sobie całe pokolenie, co drugie nasze dziecko jest bez pracy i szansy, że to się szybko zmieni. To nie jest bezrobocie marginesów, ale samego centrum systemu. Jego serce i krew, bez których istnieć nie może. Jak pisał w poprzednim numerze Maciej Gierej – system zamknął ścieżki kariery i awansu, broniąc z całej mocy status quo. Nie chodzi więc o same rosnące nierówności, czyli o grupy tradycyjnie wykluczone i zmarginalizowane, ale o wykluczenie z sukcesu tych, którym obiecano, że jeżeli spełnią pewne minimum (np. wykształcenie), to rynek zaoferuje im takie same atrakcje jak ich rodzicom. Teraz słyszą o braku możliwości rozwoju, o szklanym suficie, o gigantycznym murze, którym odgradza się od nich wyższa klasa średnia, która korzysta z rosnącej spekulacyjnej bańki finansowej i tak jak w Grecji przerzuca tezauryzowane środki, wykupując nieruchomości w centrum Londynu. Lub jak Gerard Depardieu uciekający z majątkiem pod opiekę Putina.

Poprzednia
1 2 3 4

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Artur Osiecki

Brexit mobilizuje regiony

Województwa chcą przyspieszyć realizację nowych programów regionalnych zarówno ze względu na zbliżający się przegląd unijny, jak i potencjalne negatywne konsekwencje wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej

Ewa Bednarz

Kredyt z plastiku

Tylko część banków decyduje się na wydawanie przedsiębiorcom kart kredytowych. Znacznie chętniej oferują im dużo kosztowniejsze karty obciążeniowe