In vitro niczego nie załatwia
Z ks. prof. Franciszkiem Longchamps de Bérier, członkiem zespołu ekspertów ds. bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski rozmawia Tomasz Krzyżak
Strasznie ksiądz jest radykalny. Chce ksiądz całkowitego zakazu in vitro.
To ma być radykalizm? Mówię wprost o sprawach, które są niezgodne z nauką Kościoła. Antykoncepcja jest grzechem, zapłodnienie in vitro również.
I o tym będę mówił zawsze bardzo głośno. Ale rzeczywiście w ostatnim czasie w części mediów pojawiły się informacje o tym, jakobym postulował prawny zakaz antykoncepcji. To bzdura. Taki zakaz byłby zwyczajnie nie do wyegzekwowania. Choćby dlatego nie warto byłoby się o niego starać. Z kolei wprowadzenie zakazu stosowania metody zapłodnienia in vitro to całkiem co innego.
Kiedy obserwuje się dyskusję wokół in vitro wydaje się to mało realne.
Wcale nie. Zezwolenie na stosowanie tej metody jest suwerenną decyzją każdego kraju, w tym każdego członka Unii Europejskiej. Dyskusja u nas trwa kilka lat – wcale nie tak długo. Podejmowano już próby uchwalenia ustawy biomedycznej w polskim parlamencie. Pojawiły się wtedy zupełnie dobre prawniczo projekty całkowicie zakazujące zapłodnienia metodą in vitro. Były też takie, które ją dopuszczały, ale tylko w ściśle ograniczonym zakresie. Te, które zakazywały, nie były jakieś dziwne – nie dyskutowano o nich jako o nadzwyczajnych pomysłach. Pokazuje to, że zakaz stosowania w Polsce in vitro jest całkiem realny.
Szczególnie gdy 79 proc. Polaków dopuściłoby stosowanie takiej metody.
Liczba zwolenników in vitro będzie spadała. Na razie jesteśmy wciąż u początku drogi, gdy 20 proc. społeczeństwa nie akceptuje tej metody. Cztery lata temu, gdy zaczynaliśmy dyskusję na ten temat, liczba osób, które wiedziały, o co chodzi, była jeszcze mniejsza. Nasze społeczeństwo jest mądre i jego świadomość wzrasta. Czasem z jednej strony brakuje rzeczowych informacji, z drugiej wprowadza się je w błąd graniem na emocjach. Przerabialiśmy to dokładnie w przypadku aborcji, której już zdecydowana większość stanowczo nie akceptuje. Tak więc gdy poznajemy nowe fakty dotyczące tej metody, poznajemy kolejne wyniki badań, które pokazują niebezpieczeństwa zdrowotne, jakie rodzi in vitro – ogólne spojrzenie się zmienia. Potrzeba nam spokojnej dyskusji, bez propagandy.
Chyba dziś mamy taką propagandę.
Czasami tak, ale akcja zawsze rodzi reakcję. Ludziom nie wmówi się wszystkiego. Zbyt intensywna indoktrynacja budzi podejrzliwość i coraz więcej osób zaczyna się zastanawiać, skąd tak liczni przeciwnicy in vitro.
Wielu zdrowy rozsądek, ale także uczciwość, każe wysłuchać argumentów drugiej strony. I gdy okazuje się, że argumenty są poważne, zaczynają się zastanawiać, wchodzą w temat głębiej. Często zmieniają swój pogląd.
Ale w Polsce dyskusję zaczęto chyba od innej strony. Pamiętam, gdy biskupi mówili, że stosowanie in vitro pociąga za sobą ekskomunikę.
Czy aby na pewno biskupi tak zaczęli mówić? Inna sprawa, że lepiej nie zaczynać dyskusji od formułowania zakazu, ale do powodów zakazu doprowadzić. Zanim powiemy o karach, a tym bardziej zanim zaczniemy je stosować, trzeba wytłumaczyć, na czym dane zło polega i dlaczego warto się od niego odwrócić z własnej inicjatywy.
Z drugiej strony, trzeba też zauważyć, że część mediów dokonała manipulacji różnych wypowiedzi przedstawicieli Kościoła po to, aby przedstawić ich jako oszołomów.
Od czego powinniśmy zaczynać?
Od próby znalezienia odpowiedzi na pytanie, gdzie w stosowaniu metody in vitro jest dobro. A potem zastanowieniem się nad tym, dlaczego zagrożeniem są dla nas pewne zachowania. Wypracowanie metody zapłodnienia pozaustrojowego jest osiągnięciem naukowym – przyznano za to Nagrodę Nobla. Ale czy to oznacza, że powinniśmy tę metodę stosować? Czy to jest dobre?
W jakim zakresie? Musimy próbować odpowiedzieć na te pytania. Posłużę się przykładem klonowania. Panuje powszechna zgoda, że klonowanie reprodukcyjne człowieka, czyli stworzenie organizmu w 99,9 proc. identycznego z innym, powinno być bezwzględnie zakazane. Protokół paryski do konwencji z Oviedo temu właśnie służy. Ale istnieje też klonowanie tzw. terapeutyczne, gdy produkujemy tkanki, organy mające służyć leczeniu. Wygląda na to, że oba procesy klonowania nie różnią się od siebie niczym, prócz intencji: za jednym razem chce się stworzyć organizm, za drugim wstrzymuje się ten rozwój na pewnym etapie. Proces jest ten sam. Inny jest cel. I my dokonujemy oceny, mówiąc: klonowanie reprodukcyjne jest niedopuszczalne, bo narusza pewne dobra i tego nie chcemy. Ale na ewentualną produkcję tkanek i organów potrzebnych do leczenia wielu już zgodę wyraża. Nie podzielam ich zdania, natomiast pokazuję, że dokonują oceny ze względu na jakoś przez siebie postrzegane dobro, które chcą osiągnąć.