Czy wiesz, jak wygląda wielki kryzys
Jak oglądam wspaniały film z epoki wielkiego kryzysu, to wcale go tam nie widzę. Ale potem, niestety, widzę wielką kolejkę nędzy...
Rok 1936, Joliet, Illinois. Odrapana ulica. Biedni ludzie w łachmanach stoją w kolejce, najprawdopodobniej po darmową zupę. Na pierwszy rzut oka część z nich to inwalidzi. Niektórzy muszą się podpierać. Brud, smród i ubóstwo, beznadzieja. Kawałki złomu.
A obok nich przemyka młody facet w eleganckich butach. Wchodzi na górę i bierze kilkanaście tysięcy dolarów. Kilkanaście tysięcy razy więcej niż mają ludzie z kolejki.
Kojarzycie? To pierwsza scena z najlepszego w dziejach, to znaczy najbardziej dopracowanego, filmu – „Żądło". Wiem, nie jestem tutaj dla filmowych recenzji (pozdrawiam towarzysza sprzed lat, Kota), ale do kina chodzę. W zeszłym tygodniu „Drogówka" i „Django", dwa na literę D, czyli dwa D, czyli Do De. Żal to pisać, bo robili najlepsi reżyserzy Polski i Hollywood, ale... od mistrzów wymaga się więcej. Więcej niż kolorowych obrazków.
Co innego „Żądło". Tam jest wszystko, wbija w fotel wiele razy, ma kilka zakończeń i aż siedem Oscarów na dziesięć nominacji, wszystkie zasłużone. Ale ja wciąż delektując się grą, kostiumami, muzyką, sądzę, że umyka nam inny obraz George'a Roya Hilla. Mianowicie pokazuje on... wielki kryzys. Wielki kryzys lat 30., który idealnie przypomina kryzys obecny.
No tak, powiecie, przecież nie jest jeszcze najgorzej. Hm, też tak myślałem, że przecież nie przypominamy tej kolejki z Joliet.
Czyżby? Stoi w niej kilkudziesięciu biedaków, no i na tym naturalizm się kończy.
A potem widzimy, że... da się żyć! Jak się jest oszustem, rzecz jasna. No więc są ulice i taksówki. Jest dworzec. Biedni, nawet kolorowi, mają radia, w których lecą seriale. Chodzą do kościoła, zatem religia nie jest zakazana. Kupują kwiaty, czyli są ogrodnicy i szklarnie. Są kasyna, zatem hazard dozwolony. Teatry, w których dożywiamy aktorki. Są krawcy szyjący garnitury i koszule. Szewcy produkujący buty. Sklepy. Są pociągi i eleganccy konduktorzy, są karty do gry i gazety. Używa się pistoletów z tłumikiem, czyli sektor zbrojeń plus mechanika precyzyjna na poziomie. I fast foody. Z naleśnikami, zatem muszą być krowy i mleko. Agencja prasowa, czyli ówczesny TVN. Tajne służby i skorumpowana, bo niedopłacona, policja. Wywóz śmieci też widać. I przemysł tytoniowy. I sport, pod postacią golfa. I konie, zatem zdrowa natura. I proszki do prania, sądząc po śnieżnobiałych koszulach Paula Newmana, i płyn do prania wełny, patrząc na swetry Roberta Redforda. I hotele. I oszuści, i płatni zabójcy. I pianina. I muzycy. I rysownicy. Karuzela i burdel, w którym bawią się szefowie policji przy piwie. Aha, i kursuje metro! I autobusy, na równych drogach, z krawężnikami. Działają telefony. I sprzęt AGD – mrożą lód, na kaca. Hotele.
Nie spadają z głów kapelusze. Jest kanalizacja. Światło, czyli prąd, dociera do odbiorców bez problemu. I woda. Ludzie żyją również w związkach partnerskich i także zdarzają się obywatele całkiem czarni. Jeden jest nawet nauczycielem. Życia.
Jak mi tak przelatuje przed oczami ten wspaniały film z epoki wielkiego kryzysu, to tak naprawdę – ja kryzysu nie widzę tam najmniejszego.
Tak jak wielu z nas.
Ale potem przypominam sobie tę pierwszą scenę z Goerge'a Roya Hilla. Tę kolejkę. 1936. Joliet, Illinois. Ludzie z tej kolejki widzą jedynie swoją nędzę, a nie sztuczki bogaczy.
Takich ludzi, myślę, jest dziś najwięcej. Pamiętajcie zresztą – wszyscy stoimy w tej kolejce, a paru cwaniaków właśnie przymierza garnitury.