Papieski krzyk protestu
Wywiad z Giacomo Galeazzim, watykanistą włoskiego dziennika „La Stampa”, autorem książek o Janie Pawle II „Wojtyla segreto. La Prima controinchiesta su Giovanni Paolo II” i „Karol e Wanda”
Jaka była reakcja Rzymu i Watykanu na decyzję Benedykta XVI o abdykacji?
To był ogromny szok dla nas wszystkich. Nikt się czegoś takiego nie spodziewał, ani w Rzymie, ani tym bardziej w Watykanie. Nawet najbliżsi współpracownicy papieża się tego nie spodziewali. Wystarczyło spojrzeć na twarz kardynała Tarcisio Bertone, gdy papież ogłaszał swoją decyzję. Był zszokowany. Myślę, że nawet osobisty sekretarz papieża arcybiskup Georg Gänswein mógł o tym nie wiedzieć. Można sobie tylko wyobrażać, jak ciężko mu było podjąć taką decyzję, tym bardziej że podejmował ją w samotności.
Dlaczego zdecydował się na tak dramatyczny krok?
Nie ma wątpliwości, że decyzja Benedykta XVI nie była wcale wywołana względami zdrowotnymi. Sam zresztą to przyznał w homilii podczas mszy w Środę Popielcową. Ja od razu wiedziałem, że abdykacja nie ma nic wspólnego ze stanem fizycznym papieża. Byłem z nim w Libanie. Trudy, które tam znosił, nie świadczyły o jakimś niedomaganiu. Kilka dni temu moje przypuszczenia potwierdziło watykańskie pismo „La Catolica", które napisało jasno, że wcale nie chodzi o wiek ani stan zdrowia. Ten dramatyczny wybór to reakcja na osiem lat ciężkich walk w obrębie Kurii Rzymskiej i papieska niezgoda na te walki. W Popielec papież wyraził ubolewanie, że nie udało mu się zreformować Kościoła.
Perfekcjonista Benedykt XVI zdał sobie sprawę, że nie da rady dokończyć dzieła i dlatego się poddał?
Nie. On abdykował ze względu na swoich współpracowników. To był krzyk protestu przeciwko walkom, które niszczą Kościół od wewnątrz. Benedykt XVI planował wprawdzie zejście z urzędu, ale pozostawiał je na ostatnie lata życia. Wcześniej chciał dokonać reformy w obrębie Kościoła, dokończyć dzieło Jana Pawła II.
Dlaczego z nikim o tym nie rozmawiał? Bał się czegoś?
Według mnie nie chciał dopuścić do tego, by ktoś mu wyperswadował tę decyzję. Kilka lat temu, gdy osiągnął wiek emerytalny, chciał złożyć urząd prefekta Kongregacji Nauki i Wiary. Wyperswadował mu to wówczas Jan Paweł II. Wydaje mi się, że teraz w otoczeniu Ratzingera po prostu nie ma takiego autorytetu, z którym mógłby spokojnie i rzeczowo o tym porozmawiać. Bał się, że zostanie zalany setkami argumentów wielu osób. Papież po prostu nie ma przyjaciół.
Chciał zatem pokazać światu, że intrygi i wewnętrzne walki w Kurii Rzymskiej zaszły tak daleko, że doprowadziły do dymisji papieża. Chodzi o VatiLeaks – wyciek ważnych dokumentów ze Stolicy Piotrowej?
Nie tylko. VatiLeaks to tylko część szykan i walk w obrębie Kurii Rzymskiej, którym papież, mimo usilnych starań, nie był w stanie zapobiec od ośmiu lat. Jedną z podstawowych różnic między Benedyktem XVI a Janem Pawłem II jest sposób dobierania sobie współpracowników. Papież Polak był w tym mistrzem, znał wszystkich i każdego od razu sobie zjednywał. Benedykt, wycofany, introwertyczny naukowiec, nie posiada tej cechy. I pod jego rządami doszło do schizmy pomiędzy kardynałami Tarcisio Bertone i Angelo Sodano. W obrębie Kurii Rzymskiej natychmiast powstały dwie wzajemnie zwalczające się frakcje. Na czele jednej stoi sekretarz stanu, na czele drugiej były sekretarz stanu, a dziś dziekan kolegium kardynalskiego. Łagodzenie konfliktów wewnętrznych nie sprzyja reformom.
Jedynym wyjściem jest abdykacja? Uważa pan, że decyzja Ojca Świętego była słuszna?
Nikt nie powinien osądzać tak trudnej decyzji. Rozumiem powody Benedykta XVI, który wierzy, że ten jasny przekaz dla dygnitarzy kościelnych pomoże uzdrowić instytucję Kurii Rzymskiej. Myślę, że teraz purpuraci zrozumieją, że Kościół jest tylko instrumentem do krzewienia wiary.
Ale z drugiej strony Benedykt XVI dał czytelny sygnał, że jeśli ktoś bardzo się postara, może doprowadzić do abdykacji papieża. Jest to pewien precedens.
Rzeczywiście. Tak ten gest może być odczytywany. Papież pokazał tym, którzy mu źle życzyli, że szli właściwą drogą. Jego następca może się zderzyć z wewnętrzną opozycją ze strony współpracowników, którym będzie się wydawało, że mogą narzucać mu swoją wolę.