Seks, kłamstwa i wiatraki
Wielkopolska gmina Lipno została pozbawiona legalnej władzy. Taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy w dziejach polskiego samorządu po 1990 r.
Rok temu policja zatrzymała wójta gminy Lipno Mariusza H. i jego zastępcę Zbigniewa Sz. Na ich miejsce premier Tusk powołał komisarza. Gdy jednak areszt przedłużono o kolejne trzy miesiące, gmina została pozbawiona legalnej władzy wykonawczej. Wcześniej bowiem w obowiązkach zawieszony został sekretarz urzędu. – To było jak grom z jasnego nieba. Nagle się, okazało że nikt nie podpisze dokumentów. Ludzie nie mogli odbierać zasiłków ani innych świadczeń finansowych od gminy – wspomina jeden z mieszkańców. Aresztowanie samorządowców nastąpiło po kilku miesiącach podsłuchiwania ich telefonicznych rozmów. – Mieliśmy uzasadnione podejrzenia, że wiele razy mogło dojść do złamania prawa – tłumaczy Jerzy Maćkowiak, prokurator rejonowy w Lesznie. Bardzo szybko miało się okazać, że w Urzędzie Gminy Lipno podobne zachowania były niemal na porządku dziennym.
Trybun ludowy
To określenie, tylko pod warunkiem że użyte ironicznie, pasuje do postaci byłego wójta. Przez kilka lat Mariusz H. był radnym w swojej gminie. I to bardzo aktywnym. Zwłaszcza zaś dbającym o swój PR. – Nieraz z własnej kieszeni fundował coś wyborcom. Wcale nie drobne rzeczy, bo dla jednej z siłowni zakupił np. atlas do ćwiczeń – mówi Andrzej Nowak, założyciel bloga gminalipno.pl. Strona typu „watch" miała odegrać jedną z decydujących ról przy demaskowaniu działalności nieuczciwych samorządowców. Wcześniej jednak Mariusz H. wygrał wybory na wójta w swojej gminie. W pierwszej turze, w której zdobył 55 proc. głosów. A wszystko dlatego, że stanął na czele protestu mieszkańców przeciwko budowie kilkudziesięciu elektrowni wiatrowych. Firma Bonwind, należąca do Zbigniewa Bońka, obecnego prezesa PZPN, była już dogadana z poprzednimi władzami gminy. Ale większość mieszkańców obawiała się masztów wiatrowych. Wynik lokalnego referendum był dla inwestycji Bońka jednoznacznie negatywny. – Mariusz H. znakomicie to wykorzystał. Ludzie utożsamiali go z interesem społecznym – opowiada mieszkanka Lipna. Sama na wybory nie poszła. Dotarły do niej informacje, że H. to osoba mało wiarygodna. I na wójta po prostu się nie nadaje. – To fakt, że w poprzednich miejscach pracy nie pozostawił po sobie najlepszego wrażenia. Zdarzało mu się wchodzić w konflikt z prawem – przyznaje Andrzej Nowak. H. jako członek „Solidarności" nie wyjaśnił, co stało się z gotówką, zbieraną na jedną ze związkowych wycieczek. Przez byłego pracodawcę został też oskarżony o prowadzenie działalności konkurencyjnej i fałszowanie dokumentów. Notabene wyrok w tej sprawie usłyszał w kwietniu ub.r.
Gmina to nie western?
W popularnym serial telewizyjnym „Ranczo" urząd gminy sprawia wrażenie karykatury. Okazuje się jednak, że styl filmowego wójta Pawła Kozioła da się twórczo udoskonalić. Przykład wójta H. z wielkopolskiego Lipna jest tutaj wyjątkowo pouczający. Pierwsze miesiące jego działalności najlepiej mogłyby zilustrować słowa piosenki Wojciecha Młynarskiego: „wnet poleciały głowy, rach, ciach, ciach". – Widać, że już wcześniej planował zemstę na swoich oponentach. Gdy został wójtem, zaczął zwalniać ich z pracy bez żadnego powodu. Z czystej zemsty pozbywał się fachowców. Wszyscy potem wygrali sprawy w sądzie – informuje Andrzej Nowak. W podobnych okolicznościach pracę w gminnym wydziale promocji straciła żona blogera, była dziennikarka „Rzeczpospolitej". To przelało czarę goryczy. – Postanowiłem założyć stronę i monitorować działania wójta. Przecież gmina to nie żaden western. Założenie miałem jedno: publikować tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Żadnych donosów – wyjaśnia Nowak. Choć bezlitośnie punktował władze gminy za politykę personalną, w tym mobbing i stalking wobec pracowników, ani razu nie oskarżono go o fałszowanie informacji na blogu. Innych przykrości jednak nie zabrakło. Samochód Nowaka oblano śmierdzącą substancją. Oczywiście sprawcy okazali się „nieznani". Przez kilka miesięcy wraz z żoną nie byli w stanie używać pojazdu. – Ona zresztą do dziś nie czuje się tutaj bezpiecznie – przyznaje Nowak.