Cztery gitary i Laufer
Najstarszy polski rockman, starszy od Jaggera, skończył 70 lat. Wydał nową płytę i pracuje nad kolejną
Klan,
Laufer,
MA
W latach 60., kiedy w Polsce królował bigbit, Klan tworzył podwaliny naszego progresywnego rocka. Lidera grupy poznałem wiele lat później w warszawskich Łazienkach. Przechadzał się pod pomnikiem Chopina w oczekiwaniu na koncert „Chopin, Skrzek i pierwszy dzień wiosny". Tam rozmawialiśmy pierwszy raz. Rozmawiamy do dziś...
Marek Ałaszewski. Malarz i muzyk. Wokalista, gitarzysta, kompozytor i autor tekstów. Lider awangardowej grupy Klan, z której muzykami stworzył rockowo-baletowe „Mrowisko", uważane za jedno z najważniejszych zjawisk w historii polskiego rocka. Myliłby się ten, kto sądziłby, że od 40 lat odcina kupony od tamtego sukcesu. Wciąż pracuje. Ciężko. Komponuje. A jak nie komponuje, to maluje. I znów wraca. Do gitary, pióra i na sale koncertowe.
– Marku, jak to jest, że nagrywasz kultową płytę i znikasz z muzycznego krajobrazu na 20 lat? Nagrywasz kolejną, nie mniej wartościową, i znikasz na kolejnych 20, by znów powrócić w świetnym stylu z zupełnie innym materiałem. Myślę, że jesteś pod tym względem absolutnym mistrzem świata. Kolejna płyta w... 2032?
– Musimy przyspieszyć. Nie sądzę, bym za dwie dekady był w równie dobrej formie co dziś. Koledzy z zespołu tak, ale już nie ja. Chyba. (śmiech)
– Wciąż komponujesz. Musisz! W muzyce i w malarstwie. To geny?
– Rodzice oboje byli uzdolnieni i plastycznie, i muzycznie. Mama była malarką i śpiewaczką (mezzosopran), miała nawet epizod w La Scali. Z ojcem poznali się na lekcjach śpiewu u profesora Orłowa. Ojca właściwie nie znałem, bo kiedy miałem dwa lata, zginął w powstaniu warszawskim. Był oficerem AK, żołnierzem Batalionu Kilińskiego. Zginął w Śródmieściu na ulicy Czackiego. Ciała nie odnaleziono, do dziś nie ma grobu, więc zapalam świeczkę pod pamiątkową tablicą umieszczoną na kościele przy Senatorskiej. Mama przeżyła wojnę. Tułaliśmy się, aż zamieszkaliśmy przy Koszykowej w pracowni profesora Krzyżanowskiego, malarza, którego aresztowało UB. Mama zachorowała na gruźlicę, więc wychowywałem się „po ciotkach", by w końcu trafić do domu dziecka, ale kiedy lepiej się czuła, wracałem do niej. W 1956 r. profesora uwolniono i przenieśliśmy się na Nowe Miasto. W 1962 r. zdałem na Akademię Sztuk Pięknych. Studia trwały długo, bo je przerwałem. Zafascynowałem się rockiem.
– Dziesięć lat temu w radiowym programie wymusiłem na tobie podpisanie „cyrografu" (do dziś wisi u mnie na ścianie), że pomyślisz nad nową wersją „Mrowiska". Pamiętasz? Optowałem za nowym instrumentarium, nową przestrzenią i gośćmi. Posłuchałeś, choć... nie do końca mnie.
– Tak, powstała wersja na zespół i orkiestrę symfoniczną, ale ze względu na środki, których zgromadzenia wymaga, nie udało mi się jej dotąd zaprezentować.
Szkoda, bo potencjał tego widowiska raz już zaprzepaszczono, choć upomniały się o nie sceny Düsseldorfu i Mediolanu. W 1970 r., gdy zespół muzyków i tancerzy oczekiwał na odjazd sprzed Teatru Wielkiego, nagle w autokarze pojawiła się dziwna pani i... odebrała im paszporty. W Polsce też ograniczano ich występy. Dostali pismo, że nie mogą występować w salach, które liczą powyżej 400 miejsc. Władza uznała, że mają „nieodpowiedni" wpływ na młodzież. Nie śpiewali, jak inni, tylko o miłości, ale szczerze i o tym, co wokół. A że wokół...! Z perspektywy wszystkich tych rozczarowań decyzja o zawieszeniu działalności nie była zaskoczeniem. Marek zwrócił się w stronę swej drugiej pasji, malarstwa.
Kolejna odsłona Klanu. Rok 1992. Nowe czasy, nowi muzycy i wizje. Powstaje płyta „Po co mi ten raj", ale w bujnie rozwijających się elektronicznych mediach nie ma miejsca dla wizjonerów, więc przechodzi prawie niezauważona. Marek znika na kolejnych 20 lat, by nagle zaprosić nas do świata dźwięków symfonicznych. 6 stycznia 2011 r. w warszawskim kościele Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny przedstawia „Podróż Trzech Króli", 11-minutowe oratorium na orkiestrę symfoniczną, dwa chóry i głos (swój): – Oratorium skomponowałem do słów wiersza Thomasa S. Eliota, w tłumaczeniu Antoniego Libery. Chciałem się sprawdzić w większej formie. Drugi koncert wzbogaciłem o nowe kompozycje. Dopisuję kolejne. Będzie trwał godzinę.