Antyalkoholowy bastion komuny
Trzeba zlikwidować Państwową Agencję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jest nieskuteczna i działa na podstawie absurdalnego prawa
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi uchwalona została w październiku 1982 r. – a więc w okresie stanu wojennego, kiedy zawieszone zostały swobody obywatelskie, w teren wyruszały inspekcje robotniczo-chłopskie, a pozbawić człowieka wolności znaczyło dla władzy tyle, co splunąć. Ten akt prawny zawierający rozwiązania zgodne z duchem czasów najtwardszej jaruzelszczyzny obowiązuje do dzisiaj. Nie dość, że wywodzi się z ducha głębokiej komuny, to jeszcze proponuje absolutnie nieskuteczne rozwiązania. Na jego podstawie funkcjonuje Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (PARP). W okresie stanu wojennego do podobnych działań zobowiązano także gminy, gdyż ustawa stanowi: „Wójtowie (burmistrzowie, prezydenci miast) powołują gminne komisje rozwiązywania problemów alkoholowych (...) podejmujące czynności zmierzające do orzeczenia o zastosowaniu wobec osoby uzależnionej od alkoholu obowiązku poddania się leczeniu w zakładzie lecznictwa odwykowego". Jeden krótki przepis, a zawierający dwa absurdy – mały i duży. Absurd mały to obowiązek powołania gminnej komisji rozwiązywania w każdej gminie – nawet takiej, gdzie problemy związane z nadużywaniem alkoholu nie występują. Oczywiście ktoś może stwierdzić, że w Polsce takiego miejsca nie ma. Jednak w teoretycznej dyskusji można postawić przykład: wyobraźmy sobie gminę, w której charyzmatyczny proboszcz nakłonił wszystkich mieszkańców do złożenia deklaracji trzeźwościowej Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. I co? W gminie sami abstynenci, a wójt i tak musi wydawać pieniądze na urzędników od rozwiązywania problemów.
Powyższy przykład to rozważanie akademickie. Jednak zacytowany przepis niesie większy, już najzupełniej realny absurd: obowiązek kierowania przez gminne komisje osób uzależnionych od alkoholu na przymusowe leczenie. Każdy specjalista terapii uzależnień stwierdzi, że podstawowym warunkiem wyjścia z nałogu alkoholowego jest wola pacjenta – nie sposób uzyskać „wyleczenia" bez jego współudziału i silnej motywacji. Terapia podjęta z przymusu zawsze będzie nieskuteczna.
Nałóg, nie choroba
Słowo „wyleczenie" ująłem w cudzysłów. Bo tak naprawdę pojęcie „choroba alkoholowa" to jeden z mitów współczesności. Alkoholizm jest nałogiem, nie chorobą. Tak, wiem, że Światowa Organizacja Zdrowia uznaje alkoholizm za chorobę (tak samo jak uznaje homoseksualizm za zjawisko niebędące aberracją seksualności). Jednak od postanowień Światowej Organizacji Zdrowia bliższe są mi zasady logiki. A ta jest jasna: nie istnieje w świecie choroba (od kataru do nowotworu), z której wyleczyć się można tylko i wyłącznie wolą pacjenta. A tak jest właśnie w przypadku nałogu alkoholowego. Czyli jeżeli coś możesz opanować tylko za pomocą siły swojej woli, to nie jest to choroba. Logika podpowiada także, że nie ma w świecie sklepu, w którym można kupić czynniki chorobotwórcze: wirusy grypy, prątki Kocha, krętki blade albo wywołujące malarię plasmodie. Jeśli więc alkoholizm byłby chorobą, to sanepid powinien zamknąć wszystkie sklepy monopolowe. Jeśli zaś tego nie uczynił, to staje się jasne, że alkoholizm jest nałogiem, a nie chorobą. Zresztą mówienie o „chorobie alkoholowej" zamiast o nałogu tak naprawdę jest działaniem przeciw osobom uzależnionym: stwarza im alibi. Bo zachorować można wbrew własnej woli, przypadkiem i wynik leczenia nigdy nie jest pewny. W przypadku nałogu – wpada się w niego z własnego wyboru i tylko własnym wyborem można się go pozbyć.
Ustawa o wychowaniu w trzeźwości wymienia osoby, które gminna komisja może zobowiązać do poddania się leczeniu odwykowemu. Są to osoby, które „w związku z nadużywaniem alkoholu powodują rozkład życia rodzinnego, demoralizację nieletnich, uchylają się od pracy albo systematycznie zakłócają spokój lub porządek publiczny". Co sformułowanie, to absurd. Największy z „uchylaniem się od pracy". Przymus pracy i walka z niebieskimi ptakami są ideologicznymi bibelotami z czasów komunizmu. Jeżeli 24 lata po upadku realnego socjalizmu w kraju, w którym jednym z najpoważniejszych problemów jest poziom bezrobocia, w obowiązującej ustawie wciąż istnieje sformułowanie o uchylaniu się od pracy, oznacza to niechybnie, że przez prawie ćwierć wieku parlamentarzyści wykazywali się albo wielkim lenistwem, albo zwyczajną głupotą. Demoralizację nieletnich oraz zakłócanie spokoju lub porządku publicznego mogą i powinny karać sądy powszechne – bez ustawy o wychowaniu w trzeźwości, natomiast rozkładem pożycia rodzinnego powinny zajmować się wydziały cywilne orzekające w sprawach rozwodowych. Utrzymywanie takich zapisów w przepisach daje pole do nadużyć. Wystarczy, że kobieta planująca rozwód złoży w gminnej komisji wniosek o poddanie męża przymusowemu leczeniu odwykowemu, a już zwiększa swoje szanse procesowe. Jeżeli partner rzeczywiście jest alkoholikiem, i tak nie wyjdzie z nałogu w czasie przymusowej terapii, natomiast jeżeli nim nie jest, stanie w niemal beznadziejnej sytuacji udowadniania, że nie jest wielbłądem.