Najnowsza interwencja Uważam Rze

Cywilizacja

?Galerianki? w rez. Katarzyny Roslaniec

Kino oskarża Tuska

Wiesław Kot

Pięć lat rządów PO, pięć lat w polskim filmie. Bilans fatalny

Oglądamy film za filmem i usta układają się nam w podkówkę. Dlaczego? Bo co dziełko nakręcone w ciągu ostatnich pięciu lat, to ponura historia o tym, jak to nam bardzo źle. Jak się takich filmów obejrzy dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, to narzuca się wrażenie, że żyjemy w kraju nieskończenie biednym, ponurym, bez perspektyw. Skąd to wszystko? Ano stąd, że kino zagląda życiu pod podszewkę. Kina nie interesuje jedna czy druga awanturka w Sejmie, ale bardzo interesuje go ludzkie samopoczucie.

Wiemy – kino nie działa jak bloger polityczny. Nie będzie nam rocznika statystycznego i sondaży popularności partii politycznych przekładać na atrakcyjne fabułki. Ale to nie znaczy, że kino nie rezonuje. Tylko po swojemu, delikatniej, ale za to głębiej. I tu od razu skreślamy filmy-jednorazówki, czyli durne komedie romantyczne. Produkowane po pięć na kwartał. Owszem, one idą w multipleksach w „prime time" (sobotni wieczór, po zakupach, przy popcornie i coli) i pokazują szczury korporacyjne z tych paru wieżowców ze szkła i pleksi wokół ronda ONZ w stolicy. Ale my nie o nich, bo jest też inne kino – takie dla studentów, może hobbystów. Kto ciekaw, znajdzie.

Nieszczęście tych, którym się powiodło

Żeby nie było, że jesteśmy uprzedzeni, zacznijmy od tych, którym się udało. Nieźle ustawiona pani. Ma etat, stabilne dochody. Film – „Pokój szybkich randek" (2007). Pracuje w szkole, jest panią od angielskiego. Tylko że mocno pogubiona: wymięty T-shirt, piersi puszczone luzem, mimo że trzydziestka już stuknęła. To się podobać nie może, ale ona się naoglądała telewizji, a tam generalnie lansują tezę, że przede wszystkim należy być sobą. Bez względu na pracę i dochody. A zresztą w podstawówce o czymś takim jak dress code nikt nie słyszał. Z tym że rodzice na widok tego wymiętoszonego T-shirtu piszą do kuratorium, by ją odwołać. Ale na niej wrażenia to nie robi, bo najważniejsze to być sobą itd. Żyje na kartonach w mieszkaniu za kredyt (niespłacany). Samochód (mercedes, tak z 20-letni) odholowuje straż miejska. Małżonek „chwilowo przebywa w zakładzie karnym", bo po pijaku przejechał staruszka. Zamiast mieszkania rudera, farba płatami odpada ze ścian. A ona jeszcze w trakcie więziennego widzenia mami małżonka, że położyła nowe kafelki i lustro, które optycznie powiększa przestrzeń. Po co to, głupia, robi? Ano po to, by grać rolę kobiety, której się powiodło. Bo inaczej nie potrafi. A jak do jej świadomości przebije się, że cała ta stabilizacja to stąpanie po bardzo kruchym lodzie, to ona będzie miała pomysł odwieczny: zrobi sobie z mężem (cały czas w zakładzie karnym) dziecko. Bo po głowie jej się jakiś atawizm kołacze, że „dziecko cementuje". Ale nawet przeprowadzenie tej prokreacji w więzieniu okazuje się organizacyjnie trudne. Komendant (przykry Dziędziel, on gra wszędzie) siedzi pod orłem w koronie na pół ściany, ale gdy przyjdzie ktoś u niego coś załatwić, to okaże się świnią, jak za PRL. Dlaczego? Bo ustroje mogą się zmienić, mury runąć i imperia paść, ale przyzwyczajenia urzędnicze są nie do zdarcia.

Są też w filmie polskim wyżej postawieni niż pani od angielskiego, ale i tym nie do śmiechu. Pewien lekarz zrobił tak szybką karierę, że starczyło tego na willę pod lasem. To „Jan z drzewa" (2008). Film nie tłumaczy, skąd ta willa z pensji lekarza, ale mniejsza. W każdym razie opłacany jest wysoko, odżywia się zdrowo, pije tylko mineralną bez gazu. I cieszy się tym, co ma, bo takie są odgórne zalecenia. Katastrofy zdarzają się umiarkowane. Ot, zlew się zatkał. Z tym że nie ma go kto przepchać, bo wszyscy hydraulicy z okolicy wyjechali za robotą do Anglii. Zresztą obiegowe powiedzonko głosi, że w Polsce sześciu na dziesięciu rodaków żyje w stresie. A pozostali? Pozostali są w Londynie. Nawet kolega lekarz, który wyjechał do Irlandii zarobić na nowy samochód, tylko wstydzi się powiedzieć rodzinie, że na ten samochód zarabia, zbierając psie kupy po trawnikach. A nasz lekarz sypia w rozpaczliwie brudnej i wymiętej piżamie, ale spryskuje się wszystkimi możliwymi chanelkami, bo w szpitalu wąchają. Żona – nie powiem – wpada czasem do domu, o ile biznesy pozwalają. Tylko że wszystko w sumie nie bardzo cieszy. Lekarz nie jest jak jego sąsiad biznesmen. Bardzo świeżego chowu. Tego stać, by na jubileusz swojej firmy zamówić koncert Zbigniewa Wodeckiego. I tu się biznesmen rozrzewnia – ach, ten Kraków! – i wspomina, że jak niegdyś był w tym mieście zakochany, to wydał całe 700 złotych na kwiaty i dorożkę. Żeby tylko, cholera, pamiętać, jak ona miała na imię. Ale nasz lekarz horyzonty ma szersze, więc go to wszystko brzydzi i tak z wtorku na środę decyduje się porzucić swoją ciepłą egzystencję i zamieszkać na drzewie. Bo był nawet ze swoim problemem u psychiatry, ale diagnoza niewiele mu pomogła. Psychiatra chciał mu dać wsparcie i pocieszył: „Życie jest piękne, trzeba tylko dobrać odpowiednie środki psychotropowe".

Poprzednia
1 2 3

Wstępniak

Materiał Partnera

Jak wdrożyć SAP S/4HANA?

Nowoczesne systemy informatyczne to podstawa dobrze działającego i innowacyjnego przedsiębiorstwa. Dla wielu firm wyzwaniem nie jest wybór systemu ERP, ale jego wdrożenie. Dlaczego? Musi być...

ZAMÓW UWAŻAM RZE

Aktualne wydania Uważam Rze dostępne na www.ekiosk.pl

Komentarz rysunkowy

Felietony

Anna Czyżewska

O wynagrodzeniu bez tabu

Zdecydowana większość pracowników uznaje, że rozmowę o podwyżce powinien zainicjować szef. Polacy nie są mistrzami negocjacji. Strategia biznesowej polemiki to wizytówka przedsiębiorcy

Intermedia

• MYŚLI I SŁOWA • BEATA SZYDŁO