Takie rozważania zdają się irytować skoczka narciarskiego Kamila Stocha. To świeżo upieczony mistrz świata, który w pięknym stylu i nie pozostawiając żadnych złudzeń rywalom, wygrał konkurs na dużej skoczni we włoskim Predazzo. Nic nie wskazywało na to, by lider polskiej reprezentacji tak szybko odrodził się po rozegranych kilka dni wcześniej zawodach na małym obiekcie w Val di Fiemme. Kamil zakończył wówczas pierwszą serię na drugim miejscu. Ale w finałowej kolejce skoczył fatalnie i ostatecznie spadł aż na ósmą pozycję. Był załamany. Podobnego błędu nie popełnił już w mistrzowskim konkursie. Choć sam przyznał, że przed startem miał koszmarne sny i wstał lewą nogą. Wszystkie złe znaki okazały się jednak wręcz znakomitym prognostykiem. Za bardzo daleki skok w pierwszej kolejce w Predazzo Stoch jako jedyny ze startujących dostał nawet od sędziego notę marzeń – „dwudziestkę". 26-letni sportowiec pochodzi z miejscowości Ząb koło Zakopanego. Pierwszy raz założył narty jako trzyletni chłopiec. Pięć lat później zaliczył debiutanckie szybowanie na prawdziwej skoczni. Stoch jest absolwentem krakowskiej AWF, dwa i pół roku temu tabloidy rozpisywały się o jego ślubie z Ewą Bilan. Nowy mistrz świata z wielkim szacunkiem wypowiada się o swoim mentorze Adamie Małyszu. „To wyjątkowy człowiek, drugiego takiego nie będzie. Proszę, byście nie zwracali się do mnie: mistrzu. Jak ktoś tak powie, będę lał po głowie" – żartował w jednym z wywiadów po zdobyciu złotego medalu. Dziennikarze sportowi wskazują na uderzającą sekwencję zdarzeń. Stoch wygrał swój pierwszy konkurs w ostatnim sezonie Małysza, a teraz wywalczył tytuł mistrzowski dokładnie dziesięć lat po wielkim Adamie. Skoczek woli się jednak skupiać na przyszłości. Zapowiada walkę o złoto na olimpiadzie w Soczi.

—kora